TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 13.10.2022 Kategoria: książki/publikacje, ludzie politechniki, Wydział Architektury
– Zdarza mi się słyszeć ironiczne uwagi, że starsze panie ucinają sobie długie pogaduszki w osiedlowym sklepie ze sprzedawcą, wstrzymując kolejkę. Ale gdzie one mają pogadać? Spójrzmy na przestrzeń wokół miejsc, w których mieszkamy. To często „pustynie”, na których nawet nie ma gdzie przystanąć, by zagadać do sąsiada – opowiada dr Anna Miśniakiewicz, architekt promująca architekturę dostępną.
Dr inż. arch. Anna Miśniakiewicz naukowo i zawodowo zajmuje się architekturą dostępną i pro-społeczną, projektowaniem uniwersalnym i zorientowanym na użytkowników (human centered design) i w zgodzie z naturą. Skupia się zwłaszcza na problematyce starzenia się społeczeństwa i kwestii architektoniczno-społecznych z tym związanych.
W 2020 roku obroniła pracę doktorską „Rola przestrzeni miejskiej w społecznej aktywizacji środowiska senioralnego” (pod opieką prof. Barbary Gronostajskiej), za którą zdobyła Nagrodę Ministra Rozwoju i Technologii.
Jest finalistką tegorocznych Nagród Naukowych Polityki.
Z badaczką i czynną zawodowo architekt rozmawiamy o tym, jak miasta powinny przygotowywać się na starzenie się naszego społeczeństwa.
Od lat znajdujemy się w światowej czołówce krajów demograficznie starych. Szczególnie zwiększyła się liczebność seniorów w miastach – w latach 80. stanowili nieco poniżej 12 proc. ich mieszkańców, a w 2017 r. była to już ponad jedna czwarta mieszkańców miast.
Szacunki mówią też o tym, że w 2050 r. prawie jedną trzecią ludności naszego kraju będą stanowiły osoby 65+. A jednocześnie nadal nie podejmujemy zbyt wielu działań, by przygotować się na problemy, które wiążą się ze starzejącym się społeczeństwem. To nie tylko kwestia konieczności opracowania systemu wsparcia dla seniorów, którzy będą wymagali pomocy, ale także dostosowania budynków i przestrzeni publicznych. Bo teraz nasze miasta stawiają głównie na młodych, sprawnych i z samochodami.
Do tego z własnego „podwórka” mogę dodać, że niewielu architektów zajmuje się tematem projektowania uniwersalnego. To ciągle temat mało „seksi”. Każdy chce projektować muzea, filharmonie, monumentalne obiekty, które odznaczają się w przestrzeni. A architektura dostępna jest postrzegana jako niefajna, bo przecież to „jakieś rampy, zjazdy i dodatkowe oznaczenia”. Nuuuuuda.
Własne doświadczenia dały mi do myślenia. Na studiach miałam kontuzję kolana, która sprawiła, że musiałam poruszać się o kulach. I nagle Wrocław – z miasta, które postrzegałam jako raczej normalne, przyjazne – stał się dla mnie przestrzenią, która na każdym kroku utrudniała lub uniemożliwiała mi funkcjonowanie. Do tego w rodzinie musieliśmy znaleźć stałą opiekę dla osoby starszej lub chociaż mieszkanie, które dawałoby jej szansę na opuszczanie domu – co okazało się prawdziwym wyzwaniem. Zaczęłam wtedy dostrzegać problemy, o których wcześniej, jak to młoda osoba, zupełnie nie myślałam.
To zresztą też dość charakterystyczne, że dostępnością budynków czy przestrzeni publicznych w ogóle nie zaprzątamy sobie głowy, dopóki… po prostu nie mamy wyjścia. Słyszymy: „dostępna/uniwersalna architektura” i myślimy, że temat dotyczy tylko osób z niepełnosprawnościami, a „przecież to nie my”, a w ogóle to „jakiś tam marginalny problem i są ważniejsze kwestie do załatwienia”.
Ucząc przyszłych architektów, staram się podkreślać dwie kwestie. Do projektowania uniwersalnej architektury obligują nas oczywiście różne międzynarodowe konwencje, które mówią o wdrażaniu pełnej dostępności budynków. I bardzo dobrze. Ważne jest jednak przede wszystkim to, żebyśmy zawsze z tyłu głowy mieli, że my nie projektujemy tylko dla seniorów czy osób z niepełnosprawnościami. Projektujemy dla siebie w przyszłości – i to niekoniecznie takiej za 30-40 lat, ale być może dla siebie jutro. Albo dla swojej dziewczyny/chłopaka, siostry czy przyjaciela. Bo każdy z nas może jutro chodzić o kulach albo w ortezie czy z gipsem, bo jeśli nie dzisiaj, to może za kilka lat będziemy próbować przejść z wózkiem z dzieckiem dystans z domu do sklepu czy parku. Albo w bliższej perspektywie – może za kilka dni przyjdzie ci wybrać się do domu pociągiem z wielką i ciężką walizką na kółkach? Gwarantuję, że te krawężniki, wąskie przejścia czy zniszczone chodniki, które utrudniają życie seniorom i osobom z niepełnosprawnościami, tak samo utrudnią je tobie.
Mądrze projektując nasze otoczenie, minimalizujemy niewygody, zagrożenia i niebezpieczeństwa. Tworząc rozwiązania, które w centrum zainteresowania stawiają tych „ekstremalnych” użytkowników, najzwyczajniej w świecie ułatwiamy życie nam wszystkim.
Warto o tym pamiętać, kiedy znowu przyjdzie nam pokusa, żeby w projekcie nowego osiedla czy przestrzeni przy budynku dodać taką ładną różnicę poziomów, bo przecież to tak ciekawie urozmaici otoczenie. Albo wtedy, gdy „ten nieszczęsny obowiązkowy zjazd dla osób z niepełnosprawnościami” zaplanujemy z drugiej strony budynku, daleko od wejścia głównego.
Dobrze jest uświadomić sobie, że takie bariery to nie tylko kwestia braku windy w budynku czy rampy, która pozwala na zjechanie z chodzikiem. Barierą jest także przestrzeń wokół domu, która izoluje.
Zdarza mi się słyszeć ironiczne uwagi, ze starsze panie ucinają sobie długie pogaduszki w osiedlowym sklepie ze sprzedawcą, wstrzymując kolejkę. Ale gdzie one mają pogadać? Spójrzmy na przestrzeń wokół miejsc, w których mieszkamy. Bardzo często to pustynia – z trawnikiem i krzewem, więc nie w sensie dosłownym, ale w takim znaczeniu, że to otoczenie, które sprawia, że nie ma tam nawet miejsca, w którym można by przystanąć na chwilę i porozmawiać.
Przecież utarło się już, że ławki to najlepiej zlikwidować, bo zaraz będą na nich melanże. A te ławki dla seniorów są niezbędnym elementem, bo często umożliwiają im w ogóle wyjście z domu. Wielu z nich naprawdę potrzebuje zatrzymać się co 50 metrów, żeby złapać oddech, na chwilę odpocząć. Jeśli nie mają gdzie przysiąść, poranna wyprawa po chleb jest niewiarygodnie trudna. Po te produkty na śniadanie jeszcze pójdą, bo nie będą mieć wyjścia, ale już o spacerze, żeby cieszyć się słoneczną pogodą czy o wybraniu się do lokalnego klubu seniora czy domu kultury, to zupełnie nie będą myśleć… Ich życie zredukuje się do kuchni, pokoju, łazienki, osiedlowego sklepu i być może pobliskiej przychodni.
Te ławki to nie tylko kwestia niezbędnego odpoczynku. One są jednocześnie zalążkiem podstawowej interakcji społecznej. Służą jako miejsce, w którym można przysiąść się do dawno niewidzianej sąsiadki czy sąsiada albo do mieszkającej w tym samym bloku mamy na macierzyńskim z niemowlakiem w wózku, dla której taka sąsiedzka pogawędka też będzie podnosząca na duchu.
Dlatego myślmy nie tylko o otoczeniu naszych mieszkań, ale także o placach, skwerach i parkach jako o miejscach, w których życie powinno się toczyć. Dlaczego one mają być tylko reprezentacyjne? Dlaczego place mają się wypełniać ludźmi tylko w czasie wielkich wydarzeń, dwóch imprez w ciągu roku? Niech one nam wreszcie służą.
To już dobry początek. Ale faktycznie potrzeba więcej. Powinniśmy projektować przestrzenie multigeneracyjne, czyli takie w których znajdzie się miejsce dla osób z różnych pokoleń.
Nie, bo nie chcemy tworzyć zamkniętych przestrzeni przeznaczonych dla jednej grupy społecznej czy wiekowej. To izoluje.
Spójrzmy na Park Tołpy, przy którym jesteśmy. Mamy tu strefę z placem zabaw, ogrodzoną, żeby dzieciaki nie uciekały. Obok niej kilka ławek, na których mogą przysiąść mamy z dziećmi w wózku, kiedy starsze bawią się w piaskownicy, albo babcie, które przyprowadziły wnuka i chcą porozmawiać z sąsiadkami.
Kawałek dalej młodzi ludzie rozkładają koce na trawie i opalają się. A tam bardziej w rogu mamy stoliki do szachów i to jest bardzo popularne miejsce wśród lokalnych mieszkańców – i tych w wieku jeszcze długo przedemerytalnym i tych, którzy już są seniorami.
Są też strefy do uprawiania sportów, wybieg dla psów, a do tego zdarza się, że przyjeżdża kafejka rowerowa. I oczywiście jest też strefa ławeczek, trochę ukryta w gąszczu zieleni, gdzie jak ktoś chce, to przychodzi się napić ze znajomymi, nie przeszkadzając pozostałym, co rozwiązuje problem tych mitycznych „ławek do melanżu”.
Najpierw trzeba o tym zacząć myśleć. Może nie wszędzie się da, ale w wielu miejscach jesteśmy w stanie wprowadzić zmiany, które realnie wpłyną na życie mieszkańców okolicy, nie tylko seniorów.
Może, ale nie musi. Myśląc o zmianach w danej przestrzeni, zawsze musimy zacząć od rozmów z lokalnymi mieszkańcami. To oni najlepiej wyrażą, czego im brakuje w ich otoczeniu. Zupełnie inne będą potrzeby tych, którzy mieszkają na blokowiskach z wielkiej płyty z lat 70. i 80., a inne mieszkańców kamienic bliżej centrum. Pierwszym może doskwierać przede wszystkim brak podstawowych usług czy miejsc spotkań, dla tych drugich większym problemem będzie niemal zupełny brak zieleni.
Pracując nad doktoratem (we współpracy z Fundacją Aktywny Senior i w ramach grantu z programu Horyzont 2020 z Uniwersytetem Wrocławskim) prowadziłam badania na wrocławskich Popowicach. Analizowałam wpływ jakości najbliższego środowiska zbudowanego na aktywność seniorów na tym osiedlu. Rozmawiałam wtedy z wieloma mieszkańcami tej części Wrocławia, którzy bardzo dużo powiedzieli nam o swoich oczekiwaniach odnośnie aktywności na osiedlu. To na podstawie takich konsultacji powinno się planować zmiany w przestrzeni, inaczej nie trafi się w potrzeby.
Dzięki tym rozmowom wyróżniliśmy kilka kwestii, które wymagają interwencji na tym osiedlu – m.in. zwiększenia jakości obecnych przestrzeni publicznych, tak by oferowały różnorodne formy spędzania czasu i uprawiania sportów. Konieczne jest tam także zadbanie o estetykę, różnorodność materiałów i kolorów, co może pobudzić mieszkańców do działania i korzystania z podwórek. Dobrym pomysłem byłoby tam też zróżnicowanie (np. kolorystyczne) poszczególnych części osiedla i stworzenie punktów szczególnych, czyli dominant w celu lepszej orientacji.
Osoby starsze z Popowic mówiły nam też o samotności, o braku miejsca, z którego mogliby korzystać i nie byłoby poza zasięgiem ich możliwości finansowych. Dlatego ważne nie tylko tam, ale i w wielu innych punktach miasta jest to, że powstają lokalne centra aktywizacji.
Bo to jest naprawdę istotne. To dobrze, że mamy sieć klubów seniora, bo każdy z nas lubi przebywać wśród osób o podobnym wieku, ale nie każdy też odnajdzie się w takim klubie. A być może lepiej poczuje się w osiedlowym centrum aktywizacji, w którym spotka sąsiadów w różnym wieku? Do tego takie centra – dobrze zarządzane – mogą oferować całą masę różnych możliwości. Mogą np. angażować osoby starsze w wolontariat kompetencyjny. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby senior, który chce być aktywny, chce czuć się potrzebny i ma na to siły, w wybrane popołudnia prowadził korepetycje z matematyki, uczył podstaw szycia czy np. francuskiego. Zresztą to nie musi być wolontariat, takie centrum może być też miejscem dodatkowego zarobku dla osoby starszej. Może tam również działać kawiarnia prowadzona przez seniorów, która stanie się takim „ich” miejscem.
Oczywiście nie sposób jest tworzyć w skali miasta dziesiątek większych centrów aktywizacji o sporym metrażu i wielu funkcjach, bo to duże wyzwanie finansowe i organizacyjne. Konieczne jest jednak zapewnienie starszej części mieszkańców miejsc całorocznej aktywności społecznej, czyli niewielkich klubów, ośrodków, kawiarenek społecznych itp. W skali osiedla czy dzielnicy powinny funkcjonować liczne, małe przestrzenie sąsiedzkie. Ważna jest ich bliskość do miejsca zamieszkania seniorów, ale i względna kameralność. Dlatego, że nawiązanie głębszych relacji między ich stałymi bywalcami, co przekłada się na budowanie wspólnoty, możliwe jest w niewielkich grupach, najlepiej sąsiedzkich.
Ważne jest, żebyśmy uświadomili sobie, że powstawanie takich miejsc to nie jest wymysł dla znudzonych seniorów, ale konieczność, by zapewnić tej grupie wiekowej psychiczny dobrostan. Bo za chwilę staniemy się społeczeństwem, w którym jedna trzecia z nas ma ponad 65 lat i obyśmy wtedy nie zorientowali się, że nie mamy po co wychodzić z domu.
Rozmawiała Lucyna Róg
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »