TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 09.05.2019 Kategoria: aktywność studencka, popularyzacja nauki
Fundacja Zamku Piastów Śląskich zaprasza do obejrzenia wystawy prezentującej dzieje tej XIII-wiecznej kaplicy książęcej na Ostrowie Tumskim i jej najsłynniejszego mieszkańca – ambitnego księcia Henryka IV Probusa. W przygotowaniu ekspozycji pomagali studenci, doktoranci i absolwenci Wydziału Architektury.
Wystawa „Kaplica Henryka IV – budowla niezwykła” jest okazją do zobaczenia, jak zmieniał się Ostrów Tumski na przestrzeni wieków, przyjrzenia się nietuzinkowej postaci księcia Henryka Probusa marzącego o zdobyciu korony króla Polski czy… oceny, na ile dobrze spisał się średniowieczny fałszerz książęcej pieczęci znalezionej w studni przy pl. Uniwersyteckim.
W piwnicy kościoła św. Marcina obejrzymy bowiem zabytki i repliki przedmiotów związanych z zamkiem piastowskim na wrocławskim Ostrowie Tumskim, film pokazujący tę wyspę w XIII wieku i zmiany zachodzące na niej w kolejnych stuleciach oraz makietę samego kościoła św. Marcina, który niegdyś był zamkową kaplicą.
Ekspozycja – w której powstaniu uczestniczyli studenci i doktoranci PWr – została otwarta w październiku, ale właśnie zyskała nową aranżację. Jest udostępniana bezpłatnie, obecnie od poniedziałku do piątku w godz. od 9 do 15.
- Okazją do jej stworzenia było zakończenie wieloletniego remontu kościoła – opowiada architekt Paweł Rajski ze Śląskiego Studia Architektury, które stworzyło wystawę, absolwent naszego Wydziału Architektury. – Ekspozycja ma przybliżać niezwykłą historię związaną z powstaniem kaplicy, a przede wszystkim przyciągnąć turystów do tego miejsca, zachęcić ich do odkrywania tajemnic zamku piastowskiego i dziejów Ostrowa Tumskiego. Warto zacząć w tym miejscu, bo to obiekt jedyny w swoim rodzaju. Nie ma drugiej takiej kaplicy w Polsce. Kaplice z emporą możemy obejrzeć na przykład na zamku w Raciborzu czy zamku królewskim w Lublinie, ale są to budowle dużo prostsze od tej wrocławskiej, architektonicznie znacznie mniej wyrafinowane. Henryk IV Probus miał ambicje, by zdobyć królewską koronę, a kaplica w jego zamku miała im sprostać. Budując ją, książę wybrał z „katalogu” ówczesnych możliwości architektonicznych wszystkie ambitne rozwiązania, jakie były w jego zasięgu. To nie tylko kwestia kilku kondygnacji, ale także połączenia układu centralnego z prezbiterium czy empory na trzeciej kondygnacji, która obiegała całe wnętrze świątyni, a dzięki murowanym łącznikom można było przechodzić stamtąd do pozostałych gmachów zamku bez schodzenia na poziom dziedzińca. Do tego ważny jest aspekt historyczny tego miejsca. Budowa kaplicy była punktem zwrotnym w historii całego Śląska. Gdy powstawała, trwał spór kościelny, Probus rządził silną ręką, zakładał nowe miasta, budował i rozbierał zamki, zyskiwał wielu przeciwników politycznych, a wśród nich był wrocławski biskup. Książę był o krok od zakończenia procesu rozbicia dzielnicowego Polski, ale „przelicytował”. Budował sobie kaplicę niczym cesarz, w czasie kiedy był obłożony klątwą kościelną i nie wolno mu było nawet wejść do świątyni, a tym bardziej budować własnej.
Kształt kaplicy przybliżają nie tylko prezentowane na wystawie wizualizacje, ale także makieta w skali 1:50 przygotowana przez doktorantki z Wydziału Architektury – Annę Chodkowską i Marię Czarnecką przy pomocy dwóch studentów PWr, którzy zajęli się wydrukowaniem kilku elementów na drukarce 3D.
- Świątynia nigdy nie została ukończona, ale nasza makieta pokazuje, jak wyglądałaby, gdyby plany księcia się powiodły – opowiada Maria Czarnecka. – Jego nagła śmierć w 1290 r. sprawiła, że prace przy świątyni przerwano. Na naszej makiecie przy kaplicy stoi średniowieczny dźwig, co symbolizuje, że budowa jeszcze się toczy. Co ciekawe, taka konstrukcja działała podobnie jak… kołowrotek do biegania dla chomików. Potrzebny był człowiek, który chodząc w jej wnętrzu, wprawiał ją w ruch i umożliwiał jej pracę.
Maria Czarnecka i Paweł Rajski podkreślają, że przygotowanie makiety wymagało nie tylko umiejętności technicznych i plastycznych (koniecznych do rozrysowania detali takich jak maswerki), ale także głębokiej analizy, jak kaplica mogła wyglądać. Jej dokładnego kształtu nigdy bowiem nie poznano. Nie istnieją żadne średniowieczne rysunki czy plany, które by go pokazywały. W czasie drugiej wojny światowej została niemal w całości zniszczona. Odbudowano ją w końcówce lat 50. XX wieku, ale w bardzo zmienionej formie.
- W 1946 r. to były ruiny starego kościoła, o którym wiedziano jedynie, że był kaplicą zamkową wielkich władców z okresu rozbicia dzielnicowego, Piastów wrocławskich – tłumaczy Rajski. – Zaczęły się badania i wokół tego obiektu odkryto olbrzymie przypory o wymiarach trzy na trzy metry, co oznaczało, że ta budowla musiała mieć bardzo duże rozmiary. To przypory jak do katedry, na których można było wznieść nawet i 30-metrową wieżę. Co to oznaczało? Jak to miejsce wyglądało? Takie pytania stawiali sobie wówczas badacze i musieli sięgnąć do przykładów najlepszej architektury z tamtego czasu, by wydedukować, czym inspirował się książęcy architekt. Odwołali się do akwizgrańskiej kaplicy cesarza Rzeszy Karola Wielkiego, paryskiej kaplicy króla Francji Ludwika Świętego i podobnych obiektów na zamkach czeskich i węgierskich.
Zajmujący się tym miejscem prof. Andrzej Grzybkowski wysnuł tezę, że obiekt miał trzy kondygnacje i dość specyficzną konstrukcję – z główną kondygnacją zawieszoną na ogromnych przyporach, których rozmiary wynikały z konieczności utrzymania całej ażurowej konstrukcji na podmokłym terenie.
- Ale jak to konkretnie wyglądało? Tego profesor nie rozrysował w szczegółach, a my musieliśmy się tym zająć, projektując makietę – wyjaśnia Paweł Rajski. – Nie wiedzieliśmy też dokładnie, jak wyglądały detale kaplicy. W czasie prac archeologicznych znaleziono fragmenty kamieniarki, do których się odwołaliśmy. Uzupełnianie takich luk w wiedzy na temat kaplicy wymagało jednak konsultacji z historykiem sztuki dr. Jakubem Adamskim.
- Zastanawialiśmy się np. nad tymi niezwykle wąskimi oknami – wskazuje Maria Czarnecka. – Dlaczego miały tak nietypową szerokość? Sama kaplica miała dość niepozorną bryłę, ale ciekawych informacji dostarczają nam fundamenty przypór. Gdy je połączymy, okazuje się, że wnętrze musiało mieć niezwykłe proporcje, przykładowo okno na galerii wokół prezbiterium, pierwotnej wysokości zapewne około 8-9 metrów, powinno być w miejscu, gdzie z rzutu budynku wynika, że do dyspozycji architekta było tylko 60 cm, w których musiało się to okno zmieścić. Oznacza to, że jego wewnętrzna “skóra” - ostrołuczne okna i filary rozdzielające emporę od wnętrza świątyni musiały mieć nieprawdopodobnie smukłe proporcje, chyba że zastosowano tu inne rozwiązania, których dziś nie rozumiemy.
Z podobnymi problemami wiązało się stworzenie rekonstrukcji całego Ostrowa Tumskiego na różnych etapach historii – czym zajął się absolwent W1 Kamil Golec. Wiele informacji dostarczają prowadzone od lat przez prof. Małgorzatę Chorowską z Wydziału Architektury badania reliktów zamku piastowskiego (o których można przeczytać tutaj), ale nadal pozostaje też sporo znaków zapytania.
– Rekonstruowanie Ostrowa Tumskiego w XIII wieku i czasach późniejszych jest trochę jak zabawa w puzzle – opowiada obrazowo Paweł Rajski. – Mamy pewien wycinek informacji, jakieś odkrycie archeologiczne i próbujemy je dopasować do wiedzy na temat rozwiązań architektonicznych z tamtego okresu i do innych dotychczasowych ustaleń na temat tego miejsca.
Pokazywany na wystawie film o Ostrowie Tumskim – na który złożyły się modele zabudowy wyspy – jest jedyną okazją obejrzenia zmian w tym niezwykle ważnym dla Wrocławia miejscu na przestrzeni kilku wieków. – Aż dziwne, że ktoś nie przygotował takiej animacji wcześniej – zastanawia się Rajski. – Sporo już o Ostrowie wiemy. Są badania katedry, poszczególnych kościołów i archeologiczne badania wałów. Nikt jednak do tej pory nie spiął tego wszystkiego w całość.
W ramach wystawy powstała także mobilna aplikacja wykorzystująca rozszerzoną rzeczywistość (z ang. Augmented Reality). Po zeskanowaniu smartfonem kodu QR możliwe będzie nałożenie średniowiecznego widoku kaplicy św. Marcina na jej obecny kształt i porównanie, jak bardzo się różnią. Na razie jednak twórcy wystawy uzgadniają możliwość postawienia przed świątynią tablicy z kodem (co wymaga specjalnych pozwoleń ze względu na zabytkowy charakter miejsca).
Ekspozycja prezentuje także zabytki znalezione na wrocławskim zamku w trakcie badań archeologicznych i zamówione specjalnie na wystawę repliki przedmiotów związanych z kulturą rycerską, która kwitła w tej średniowiecznej rezydencji. Ich opisami zajęli się członkowie politechnicznego Koła Naukowego Historii Architektury ArcHist z W1. Zabytki wypożyczono czasowo m.in. z Muzeum Archeologicznego, Arsenału, Muzeum Militariów, Archiwum Państwowego we Wrocławiu i w Brzegu.
- Naszym zadaniem jest stworzenie narracji dla pokazywanych tu przedmiotów, tak by oglądający mogli łatwiej wyobrazić sobie, że ten kawałek metalu czy ceramiki, który teraz leży przed nimi w gablocie, kiedyś był elementem codziennego życia mieszkańców zamku. Z wieloma tymi obiektami wiążą się też barwne legendy, historie czy tradycje, często bardzo fascynujące. Mamy nadzieję wciągnąć zwiedzających w te opowieści – podkreśla Dominika Śliwińska, członkini koła ArcHist, studentka historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim.
W kaplicy św. Marcina obejrzymy m.in. replikę jednej ze słynnych szklanic św. Jadwigi (wykonaną przez Macieja Zaborskiego z wrocławskiej ASP). – Naczynie to jest tak wyjątkowe, że British Museum przygotowując publikację „Historia świata w 100 zabytkach”, umieściło ją na tej liście jako zabytek wyjątkowy w skali całego świata, ponieważ pokazuje średniowieczne handlowe kontakty międzykontynentalne – opowiada Paweł Rajski. – W wiekach średnich nikt w Europie nie potrafił produkować szkła tak czystego. Technicznie nie było tu takich możliwości. Zajmowały się tym warsztaty na terenie dzisiejszej Syrii i Egiptu, ale to nie tam powstały szklanice św. Jadwigi. Nie mogły zostać tam wykonane, bo muzułmanin nie podjąłby się przedstawienia ludzi i zwierząt, a tym były często ozdabiane. Dla wyznawcy islamu byłoby to świętokradztwo. Najprawdopodobniej na Sycylii stworzono warsztat, który sprowadzał takie szkło, a następnie przerabiał zgodnie z zamówieniami, a te zwykle wiązały się ze specjalnymi okazjami jak np. ślub władcy.
Szklanice św. Jadwigi przez całe stulecia były wysoko cenione, a nawet stanowiły atrakcję turystyczną. Niektóre z nich na początku XVIII wieku umieszczano w bogato zdobionych oprawach z metali szlachetnych, tworząc w ten sposób relikwiarze lub kielichy mszalne. Spośród trzech takich pucharów, które tradycyjnie łączy się z osobą św. Jadwigi, do dzisiaj przetrwały dwa – jeden znajduje się na Wawelu w Krakowie, drugi w Muzeum w Nysie. Kopia prezentowana na wystawie w kaplicy św. Marcina przedstawia trzeci kielich – nazywany wrocławskim – który zaginął w 1944 r.
- Z kielichem wiąże się legenda – zaznacza Dominika Śliwińska. – Święta Jadwiga była osobą o wątłym zdrowiu. Do tego często pościła, stroniła od mięsa i alkoholu. Gdy jej mężowi Henrykowi Brodatemu służba doniosła, że zamiast wina – uważanego za zdrowe – księżna pije wodę, ten bardzo zmartwiony poszedł rozmówić się z żoną. Zastał ją przy posiłku, sięgnął po szklanicę i upił łyk wody, która jednak zdążyła zamienić się w przednie wino, ratując św. Jadwigę przed gniewem męża.
Jednym z ciekawszych prezentowanych na wystawie obiektów jest również kopia puginału, czyli sztyletu znalezionego jeszcze w XIX wieku w Sobótce. Replika ta prezentuje wersję broni z rękojeścią "nerkowatą” - był to popularny w czasach Probusa typ broni, celowo przypominający męskie genitalia. Broń służyła manifestowaniu dumy z męskości i płodności i miała świadczyć o gotowości do obrony przed oszczerstwem lub zniesławieniem, zwłaszcza w kontekście kwestii seksualnych. Obok na ekspozycji umieszczono zdjęcie tympanonu fundacyjnego kościoła św. Krzyża z XIV w., na którym Henryk IV Probus klęczy przed Chrystusem, podaje mu model kościoła, a za pasem ma wetknięty właśnie puginał nerkowaty. W ten sposób władca pokazywał dumę ze swojego rodu i chęć jego przedłużenia. Tradycja przekazuje nam sylwetkę księcia jako „złotego młodzieńca”, miłośnika zabaw, poezji i pieśni. Tak został nawet uwieczniony w 1937 r. na pomniku na wrocławskim Rynku - grający na skrzypcach, odrzucający atrybuty rzemiosła wojennego. Czy książę próbował zadać kłam plotkom i oszczerstwom? Wiemy, że nie zostawił męskiego potomka. W każdym razie zatknięty za pas puginał nie miał zostawiać wątpliwości, co do jego męskości.
Warto przyjrzeć się również oryginalnemu kaflowi piecowemu, znalezionemu przy ul. Św. Marcina. – To najlepszy tego typu zabytek we Wrocławiu – podkreśla Rajski. – Jest związany z okresem, gdy zamek na Ostrowie Tumskim został przekazany kanonikom, czyli duchownym z katedry. Bogate zdobienia pieca pokazują, że chcieli oni stroić się w piórka rycerzy, bo taka dekoracja była jednym z najważniejszych elementów wystroju wnętrz dworów rycerskich.
Na ścianach rycerskich pieców kaflowych układano kompozycje heraldyczne, ilustrowano opowieści o życiu świętych, a nawet antyczne mity. Fragmenty takich przedstawień znajdowane są dzisiaj na znaczniejszych zamkach śląskich w trakcie badań archeologicznych.
W gablotach umieszczonych w kaplicy św. Marcina obejrzymy też m.in. rekonstrukcję pasa rycerskiego z II poł. XV w., rzeźbę nieznanej świętej, która jest jednym z nielicznych zachowanych elementów wyposażenia wnętrz zamku na Ostrowie Tumskim czy bardzo nieudaną podróbkę książęcego tłoka pieczętnego wykonaną przez fałszerza jeszcze w średniowieczu (który prawdopodobnie wystraszył się konsekwencji swojego czynu i wyrzucił tłok do studni na dzisiejszym pl. Uniwersyteckim, gdzie po setkach lat został odnaleziony).
Stworzenie wystawy było możliwe dzięki dotacji z Polskiej Grupy Energetycznej. Ekspozycję można oglądać do czerwca.
- Mamy nadzieję, że to dopiero początek. Może w przyszłości udałoby się stworzyć całą ścieżkę turystyczną prowadzącą przez piwnice dworu biskupów, krypty pod katedrą, zespół Muzeum Archidiecezjalnego, kościół św. Bartłomieja, czyli dolny kościół św. Krzyża oraz właśnie kaplicę św. Marcina – opowiada Paweł Rajski. – Wszędzie tam są powierzchnie, które można wykorzystać ekspozycyjnie, tworząc w ten sposób rozproszone muzeum czy właśnie ścieżkę turystyczną skupioną na historii Ostrowa Tumskiego i Henryka IV Probusa. To byłby świetny sposób na ukazanie dziejów tego miejsca, toczących się tu prac i wielu tajemnic, które mogą tu jeszcze zostać odkryte.
Lucyna Róg
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »