TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 14.05.2020 Kategoria: ludzie politechniki, Wydział Architektury
Jaką wartość ma XIX-wieczna klatka schodowa? Albo strop w dawnej hali produkcyjnej? Jak zachować balans między koniecznością dużych zmian w remontowanym zabytku, który właśnie zaczyna nowe życie jako galeria handlowa czy apartamentowiec, a zachowaniem jego architektury dla przyszłych pokoleń? Odpowiedzi na te pytania od wielu lat znajdują architekci z PWr tworzący studia konserwatorskie dla wrocławskich obiektów zabytkowych.
Piwnica Świdnicka we wrocławskim Ratuszu, dom handlowy Renoma i domy towarowe przy Rynku, dworzec Wrocław Główny, a także Browar Piastowski i dawna piekarnia Mamut – to tylko kilka spośród wielu zabytkowych obiektów, jakimi zajmowali się naukowcy z Politechniki Wrocławskiej dr hab. inż. Krystyna Kirschke, prof. uczelni i dr hab. inż. Paweł Kirschke, prof. uczelni, opracowując dla nich studium konserwatorskie lub ekspertyzę konserwatorską. To bardzo szczegółowe dokumenty, bazujące na wielu analizach i badaniach, które są podstawą dla inwestora, zanim zacznie prace w zabytkowym obiekcie.
Szczegółowe opisy zdjęć pojawiających się w tekście w galerii poniżej.
Lucyna Róg: - Jak się zostaje specjalistą od oceniania, co w zabytku należy zachować dla przyszłych pokoleń, a co może w nim zostać usunięte, przerobione albo wyburzone?
Prof. Krystyna Kirschke: - Znaleźliśmy swoją niszę. Opracowanie studiów konserwatorskich zaczęliśmy wiele lat temu. Pierwszy był wrocławski Ratusz, gdy Piwnica Świdnicka przechodziła długo oczekiwany remont. Sprawdziliśmy się i za tym zleceniem poszły następne. Każdy nowy obiekt, którym się zajmujemy, pozwala nam się rozwinąć i procentuje przy kolejnych zabytkach. Bo przecież nie jest tak, że wiemy wszystko – każdy historyczny obiekt wymaga od nas pracy w archiwum i sporo namysłu. Dużo uczymy się od osób, z którymi współpracujemy przy poszczególnych budynkach – nie tylko od architektów projektujących przebudowy, ale przede wszystkim od rzeczoznawców przygotowujących ekspertyzy dla tych zabytków.
W swojej pracy stosują państwo metodę „research by design”. Badanie przez projektowanie?
Prof. Paweł Kirschke: - To nie jest oczywiście nasza własna metoda. Jest stosowana przy zabytkach rejestrowych już od przeszło 60 lat.
KK: - Ależ więcej nawet! Wykorzystywano ją już w XIX w.
PK: - Racja. Miałem jednak na myśli rzeczywistość powojenną. Wcześniej te metody były trochę inne i nie zawsze po nie sięgano… Kiedy na początku XX w. Wrocław rozwijał się niezwykle intensywnie, w dużej mierze ten rozwój polegał na tym, że wyburzano budynki w dobrych lokalizacjach, nie bacząc na to, czy mają 20, 50 czy 500 lat. Na ich miejscu stawiano nowoczesne – jak na owe czasy – obiekty, takie jak dzisiejszy Dom Handlowy „Feniks” czy sąsiedni wobec niego budynek, w którym teraz mieści się hotel. Potem takie praktyki zostały ukrócone, bo to jednak był szok dla mieszańców, kiedy na gruzach renesansowej Kamienicy Pod Złotą Koroną stanął dom towarowy ze stali i szkła, wzorowany na berlińskich obiektach handlowych.
Po drugiej wojnie światowej, podczas odbudowy miasta, w procesie projektowania rekonstruowanych budynków standardem były już dogłębne badania, ale nie z taką metodologią, jakiej byśmy teraz oczekiwali. Przy odbudowie wielu obiektów na Starym Mieście stosowano tzw. kreację retrospektywną, co oznacza, że zniszczone budynki – czasem nawet naruszone w niewielkim stopniu – w czasie remontu czy odbudowy odtwarzano w formach pseudostylowych. A to nie miało zbyt wiele wspólnego z tym, jak te miejsca wyglądały wcześniej.
Jak więc wygląda państwa praca?
PK: - „Research by design” opiera się na wielu analizach, które powstają w czasie prac przedprojektowych.
KK: - Wszystko musi odbywać się równolegle: poszukiwania wszelkich dostępnych materiałów dokumentujących historię i przemiany obiektu oraz analiza jego stanu obecnego. Musi być też zsynchronizowane z wykonywanymi, niezbędnymi opiniami rzeczoznawców. To m.in. badania konstrukcyjne, bezpieczeństwa pożarowego, mykologiczne – czyli ekspertyzy dotyczące grzybów i zawilgocenia zabytków. To także badania stratygraficzne, które polegają na określeniu chronologii warstw technologicznych i nawarstwień historycznych, a zatem analizy zapraw, podkładów i warstw malarskich.
PK: - Naszą rolą jest koordynowanie tych badań i uwzględnienie ich wyników w ostatecznym efekcie, jakim jest studium czy ekspertyza konserwatorska, czyli dokument zawierający szczegółowe i bardzo dokładne wytyczne i wnioski dotyczące danego zabytku. Co bardzo ważne, nasza praca trwa równolegle z poszczególnymi etapami projektowania remontu czy przebudowy obiektu. Program musi być dobrze dobrany do struktury budynku, bo jeśli tak się nie stanie, to potem będzie już za późno.
Program?
PK: - Użytkowy. Innymi słowy: pomysł inwestora na dany budynek. Przyjęło się mówić „program handlowy” niezależnie od tego, czy w danym obiekcie będą jakieś punkty usługowe, czy będzie to wyłącznie apartamentowiec. Program mówi, jakie funkcje chcemy umieścić w budynku, jakiego typu i w jakich proporcjach. Jego efektem są od razu decyzje o rozbudowie czy nadbudowie, jeśli inwestor ma plany wykraczające poza kubaturę obiektu. I to właśnie na tym etapie formowania się programu muszą toczyć się dyskusje, które potem zapobiegną destrukcji zabytkowej substancji.
KP: - Naszym zadaniem jest w pewnym sensie wartościowanie obiektów zabytkowych, czyli znajdowanie tych elementów, które są niezbędne do pozostawienia i tych które mogą być w jakiś sposób zmienione, po to, by uzyskać jak najlepszy efekt pod względem konserwatorskim, ale i użytkowym. Oczywiście każda interwencja przy zabytku wiąże się z jego bezpowrotnym i częściowym zniszczeniem. Trzeba rozważyć wiele kwestii, żeby te straty były minimalne, sensowne i przede wszystkim prowadziły do zachowania budynku.
Niełatwo jest pewnie rozstrzygać, co jest bardziej wartościowe, a co nie.
PK: - Konieczne jest poszukiwanie złotego środka. Nie można doprowadzić do sytuacji, w której najważniejszy jest program, więc burzymy wszystko, bo musi się zmieścić jeszcze ze dwadzieścia mieszkań… Ale z drugiej strony nadmierna chęć ochrony budynku, którego przeznaczenie ma być komercyjne, blokuje inwestycję i – w skrajnym przypadku – może doprowadzić do tego, że nie dochodzi ona do skutku. Takich historii jest wiele, obiekt pozostaje pustostanem, a to oznacza dla niego ruinę w ciągu kilku czy kilkunastu lat.
KK: - Wartościowanie to efekt bardzo szczegółowej i wielowątkowej pracy, która składa się na studium konserwatorskie. To jest opracowanie zawierające nie tylko wyniki ekspertyz, ale wszelkie dostępne materiały archiwalne i ikonograficzne, które pozwalają nam poznać historię budynku. Zabytki przechodziły wiele przemian, które często dzisiaj są nieczytelne, ale dzięki przeprowadzonym analizom możemy je odkryć. Tak było np. na wrocławskim dworcu głównym. Dzięki analizie planów obiektu wiedzieliśmy, że w jednym konkretnym miejscu (od strony południowej, na pierwszym piętrze) powinno być okno, którego tam już nie było. Spodziewaliśmy się najwyżej śladu po nim, tymczasem okazało się, że zamurowano je razem z neogotycką stolarką!
PK: - Która zachowała oryginalną kolorystykę, a w przypadku dworca był też duży problem, bo nikt nie wiedział, jaki kolor elewacji miał pierwotnie ten obiekt. Toczyły się długie dyskusje na ten temat i w końcu w innym zamurowanym otworze znaleziono kawałek tynku z oryginalnym kolorem.
KK: - A kiedy pracowaliśmy przy domu handlowym „Feniks”, to dopiero my uzmysłowiliśmy inwestorowi, że ma większy budynek niż sądził. Pokazaliśmy mu, że piwnice od strony Kurzego Targu wychodzą poza obrys obiektu. Dzięki temu zdecydował, że chce wrócić do wypukłych witryn i zyskał kilkadziesiąt dodatkowych metrów kwadratowych.
PK: - Piwnice w „Feniksie” odzwierciedlają historyczną, XIV-wieczną, linię zabudowy, istniejącą do końca wieku XIX. Kiedy budowano dom handlowy w miejscu kilku kamienic, cofnięto zabudowę o około metr w stosunku do wcześniejszej, ze względu na tendencję poszerzania wszystkich ulic, co miało usprawnić komunikację.
Takie zaskoczenia jak przy dworcu zdarzają się często?
KK: - Może nie aż takiej skali czy znaczenia, ale faktycznie historyczne budynki kryją w sobie wiele tajemnic. Czasem potrzebujemy długich analiz planów konstrukcyjnych i kilku wizyt na miejscu, w zabytku, by go zrozumieć.
PK: - Jak choćby w Browarze Piastowskim. W głównym budynku produkcyjnym o oznaczeniu „K” są żeliwne kolumny i bardzo dziwiło nas to, że są nieproporcjonalne. Sporo czasu zajęło nam odkrycie, że początkowo pomieszczenie, w którym się znajdują, było wyższe i potem podzielono je, tworząc strop międzypiętrowy, na którym postawiono zbiorniki fermentacyjne.
KK: - Kiedy już zrozumiemy obiekt, wtedy możemy wartościować. Zdarza się, że trzeba zdecydować, czy bardziej wartościowa jest substancja pierwotna czy ta przebudowana.
Pierwotna nie jest zawsze priorytetowa?
KK: - To nie jest takie zero-jedynkowe, bo przecież substancja przebudowana może też mieć dużą wartość artystyczną czy historyczną.
To państwo podejmują decyzję, która jest bardziej wartościowa?
PK: - Sugerujemy, ale ostatnie słowo należy do projektanta, który przedstawia konserwatorowi projekt, a ten zatwierdza go lub żąda zmian. Oczywiście nie jest to decyzja jednoosobowa. Na dworcu np. zastanawiała się nad tym kilkuosobowa komisja złożona z osób wyznaczonych przez konserwatora zabytków i inwestora. Gdy nie było jednomyślności, dochodziło do głosowania i zdarzyło się w paru przypadkach, że zostaliśmy przegłosowani. Tak było choćby w dyskusji o eksponowaniu historycznych polichromii. Naszym zdaniem należało je pokazać niczego nie dodając, po odpowiednim naprawieniu i zabezpieczeniu, pokazując ich stopień zużycia (przetarcia, zamazania, wypłowiałe kolory) – jak np. w Neues Museum w Berlinie czy w przypadku fresków w Pompejach, a w Polsce w Siedlęcinie. Przedstawiciele inwestora nie byli jednak do tego przekonani, uważali, że nie będzie to dobrze wyglądało w tej komercyjnej przestrzeni. Wszystko zostało więc odpowiednio podmalowane, a nawet postarzone. I nie oznacza to, że dokonano jakiejś zbrodni na zabytku. Są różne metody konserwacji i ta decyzja była zgodna z jedną z nich.
KK: - Eksponowanie malatur poprzez pokazanie ich zużycia mogłoby oczywiście budzić zdziwienie zachowawczych konserwatorów czy niezrozumienie części odwiedzających. Podobno tak zareagował nawet burmistrz Berlina Klaus Wowereit, gdy oglądał Neues Museum po ukończeniu prac konserwatorskich. Uznał, że nie widać jest efektu wydanych pieniędzy na inwestycję przez lokalny samorząd.
W Browarze Piastowskim odkrycie stropu międzypiętrowego daje inwestorowi pewne opcje zmian. Żadna z tych decyzji nie będzie szkodliwa dla historycznego obiektu. W przypadku dworca wybory były dużo trudniejsze, bo powstawał w dwóch okresach – neogotyckim i secesyjnym, zbudowano go w połowie XIX w., a następnie rozbudowano na przełomie XIX i XX w. Za każdym razem polichromowano tam ściany, częściowo i jedne na drugich. I teraz: co robić? Co jest ważniejsze: neogotyckie – pierwotne? Czy może te secesyjne – późniejsze, które mogą być przecież ciekawsze?
Są takie obiekty, w których wartościowanie było na tyle trudne, że pytanie „co zrobić?” nie dawało państwu spać po nocach?
PK: - Aż takich stresów to nie mamy... Etap opracowań przedprojektowych jest dość długi, trwa około pół roku. To wystarczająco dużo czasu, by trudniejsze kwestie wielokrotnie przedyskutować i sprawdzić różne informacje. Większe napięcie jest na etapie wykonawstwa, kiedy pojawiają się niespodzianki i trzeba podejmować czasem dość radykalne decyzje. Przyjęliśmy jednak strategię, że staramy się od pierwszych spotkań z inwestorem uświadomić mu, jaką wartość i znaczenie dla miasta ma zabytkowy obiekt, w którym prowadzi inwestycję. A to pozwala później uniknąć konfliktów.
Do tej pory mieliśmy to szczęście, że albo trafialiśmy na osoby z otwartymi głowami, albo z czasem udawało nam się przeprowadzić je na „dobrą stronę mocy”. Dużo łatwiej rozwiązuje się pojawiające się problemy, kiedy inwestor poczuje, jak istotne jest to, że pracuje w historycznym obiekcie i to jest dla niego wartość dodana, a nie zawalidroga, dodatkowe koszty i utrudnienia, bo np. nie uzyska 100 czy 200 mieszkań, jak pierwotnie planował, tylko o 10 proc. mniej.
KK: - Właściciele tych obiektów w pewnym momencie wczuwają się i zaczynają identyfikować z tymi zabytkami. To nas zawsze bardzo cieszy. Zdarzają się też zabawne sytuacje. Pamiętam, że kiedy jedna z międzynarodowych sieci restauracyjnych postanowiła otworzyć swój lokal na wrocławskim Rynku, wysłała do nas swojego przedstawiciela, by zebrał potrzebne informacje, zanim zaczną dostosowywać lokal do swoich potrzeb. To był Amerykanin, młody biznesmen. Kiedy mówiliśmy o piwnicach – o tym, co powinno tam być zrobione, czego nie usuwać, a co podkreślić – nagle zobaczyliśmy, jak ten mężczyzna zmienia się na twarzy. Wtedy dotarło do niego, że prowadzi inwestycję w XIII-wiecznych piwnicach, a najbliższe świeckie budynki o tym rodowodzie można znaleźć dopiero w Monachium albo w Pradze. To musiało na nim zrobić wrażenie, tym bardziej, że USA właśnie obchodziły swoje 200-lecie.
PK: - Z kolei w Renomie przy przebudowie wejścia głównego, 25 lat temu, od razu zrozumieliśmy, że koniecznie trzeba tam zachować oryginalne pozłacane witryny z mosiądzu, wówczas pomalowane na brązowo oleiną. Wizja osoby zarządzającej obiektem była zupełnie inna – chciała się ich pozbyć, bo postrzegała je jako problem. Mało tego, była zdumiona, że się przy tym upieramy, bo przecież już 36 takich witryn usunięto z całego obwodu budynku, zastępując „nowymi, ładnymi, plastikowymi”. To przecież nie będziemy robić szumu wokół tych sześciu, co zostały? Na szczęście udało nam się przekonać Inwestora do naszych racji. Potem był zadowolony z efektu, bo złote witryny podobały się klientom. Nasza praca nie polega więc wyłącznie na opracowaniu dokumentu, ale także uświadomieniu właścicielowi czy jego reprezentantowi, dlaczego znalazły się w nim takie, a nie inne zapisy.
Kiedy projekt zostaje zatwierdzony przez konserwatora, państwa rola się kończy?
PK: - To zależy od inwestycji. Bywa, że jesteśmy proszeni o nadzór konserwatorski, gdy przebudowa czy remont jest już realizowany. Czasem to oznacza sporo pracy – np. w przypadku dworca przygotowaliśmy jeszcze dodatkowo 30 cząstkowych ekspertyz, które dotyczyły kwestii, jakie pojawiły się w trakcie remontu. Gdzieś „wynurzyła się” posadzka, z którą był problem, albo konieczne były zmiany projektu placu przed dworcem itp. Opracowaliśmy też kilkadziesiąt opinii konserwatorskich dla najemców, którzy na ich podstawie dostosowywali lokale do swoich potrzeb.
W tej chwili toczą się prace w Browarze Piastowskim, w którym także przygotowywali państwo studium konserwatorskie. Powstaje tam osiedle mieszkaniowe. Wrocławian zaniepokoiła skala wyburzeń w tym miejscu. Nie dało się ocalić więcej?
PK: - Zakres wyburzeń był tam rzeczywiście duży, ale nie wynikał ze złej woli kogokolwiek, ale z opłakanego stanu części obiektów. Dla przykładu – tutaj mam zdjęcia z głównego budynku produkcyjnego. Tam odbywała się fermentacja piwa. Konieczne było do tego pomieszczenia pozbawione okien, o parametrach, które są dzisiaj zupełnie nie do wykorzystania, bo były to sale bardzo niskie. Poza tym w tym miejscu stosowano mokrą technologię, zachodziły tam w końcu procesy fermentacyjne, co nie pozostawało bez wpływu na mury. Budynek był więc bardzo zniszczony, a jego wymiary i brak naturalnego oświetlenia uniemożliwiały tam wprowadzenie nowych funkcji. Remont i przebudowa polegały więc na pozostawieniu pierwotnej formy zewnętrznej obiektu i zasadniczej zmianie wnętrz, których zachowywanie byłby nie tylko bardzo kosztowne, ale i pozbawione większego sensu.
KK: - Warto wiedzieć, że w tym miejscu do rejestru zabytków wpisane są cztery obiekty – leżakownia i fermentownia, butelkownia i dwa budynki biurowo-administracyjne – jeden należący do browaru, a drugi do słodowni (bo Browar Piastowski składał się tak naprawdę z dwóch fabryk). Przekonaliśmy inwestora, że piąty budynek – stajnia z 1911 r. – jest także bardzo atrakcyjny i będzie miał z niego pożytek, jeśli zdecyduje się go zachować.
PK: - Skala zniszczeń na terenie całego obiektu jest bardzo duża, ale na szczęście przetrwały tam narożna wieża i reprezentacyjna fasada od strony ulicy. W PRL została znacznie przerobiona, dlatego teraz będą tam odtwarzane attyka, gzymsy i inne elementy. Odtworzony zostanie też dziedziniec, który będzie przykryty stalowymi kratownicami zdemontowanymi w innej części budynku – co jest sposobem na ocalenie tych elementów. Podobnie wykorzystane będą stalowe kolumny, które na dziedzińcu stworzą rodzaj kolumnady.
Co będzie tam jeszcze przypominać o historii tego miejsca?
PK: - Wiele elementów wystroju – polichromie na klatkach schodowych w budynkach administracyjnych, balustrady, stolarka, wspaniały sejf...
KK: - Ślusarka okienna w butelkowni jest przepiękna! Zostaną tam wprawdzie zamontowane nowe okna spełniające normy pożarowe, ale na nie będą nałożone nakładki z oryginalnych żeliwnych okien.
PK: - Są też takie detale jak oryginalne klamki z niemieckimi napisami czy zapadki do zamykania toalety. Trzeba jednak pamiętać, że to był obiekt przemysłowy, bardzo mocno przerobiony w czasach PRL, a potem przez lata niszczejący. Trudno więc oczekiwać tam cudów… To nie pałac, kamienica czy willa, co nie znaczy, że to miejsce nie jest warte uwagi. Wręcz przeciwnie. Cieszy nas, że przechodzi remont i że znów będzie służyć mieszkańcom, w nowej formie. Oby więcej historycznych obiektów przemysłowych miało szczęście do nowych inwestorów.
Lucyna Róg
Dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke, prof. uczelni – pracuje w Katedrze Konserwacji Architektury i Rewaloryzacji Krajobrazu Kulturowego na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Historyk architektury i konserwator zabytków. Autorka książki „Fasady wrocławskich obiektów komercyjnych z lat 1890-1930. Struktura, kolorystyka dekoracja” i innych publikacji. Promotor czterech obronionych prac doktorskich.
Dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke, prof. uczelni – pracuje w Katedrze Architektury Użyteczności Publicznej, Podstaw Projektowania i Kształtowania Środowiska na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Naukowo zajmuje się m.in. analizą zagadnień urbanistycznych, architektonicznych i konserwatorskich dotyczących komercyjnych obiektów użyteczności publicznej. Jest autorem wielu publikacji naukowych na ten temat – w tym trzech książek i monografii „Sto lat domu handlowego » Feniks «" (napisanej wspólnie z Krystyną Kirschke).
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »