TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 20.04.2021 Kategoria: aktywność studencka, Wydział Podstawowych Problemów Techniki
22-letni Kacper Łoboda z Wydziału Podstawowych Problemów Techniki w wolnej chwili robi piszczałki do organów. Od września zrobił ich ok 30. Do stworzenia organów brakuje mu ponad 370 piszczałek. Jego hobby zaczęło się od utworu na organy J. S. Bacha „Passacaglia i fuga c-moll”, który usłyszał w wieku 18 lat.
Kacper Łoboda studiuje fizykę techniczną, specjalność nanoinżynieria na W11 i mieszka w Głogowie. W domu rodzinnym ma warsztat, w którym robi te piszczałki. Jest ich około 30, stoją wszędzie: w domu, na strychu i w warsztacie.
Zainteresowanie piszczałkami i organami zaczęło się u Kacpra Łobody dość nietypowo, bo od utworu organowego skomponowanego między 1706 a 1713 r., wykonywanym początkowo na klawesynie z pedałem. Chodzi o „Passacaglię i fugę c-moll” Jana Sebastiana Bacha, który usłyszał w wieku 18 lat w Zakopanem, podczas krótkiego wypadu w góry.
- „Passacaglię” pierwszy raz usłyszałem na żywo w Zakopanem w wykonaniu Agnieszki Tarnawskiej na festiwalu muzyki organowej. Zawsze lubiłem muzykę poważną. W Zakopanem wstąpiłem na festiwal i ten utwór, potęga muzyki organowej, różnorodność dźwięków i głosów mnie zachwyciła. Od tego momentu zacząłem słuchać tej muzyki, szukać różnych wykonań tego utworu i ostatecznie zapragnąłem sam zrobić organy – opowiada Kacper Łoboda.
Tak zrodziła się miłość do Bacha, muzyki organowej i niemieckiego dyrygenta Karla Richtera, organisty i klawesynisty, który – zdaniem Kacpra Łobody – był specjalistą od J. S. Bacha i G. F. Händla.
Początkowo nie miał wiedzy na temat organów ale dużo czytał i wciąż czyta książki, a w Internecie ogląda zdjęcia, które są dla niego źródłem inspiracji. Musiał się dowiedzieć nie tylko z jakiego drewna je robić ale i z jakich elementów się składają. Na koniec wymyślić ile będą miały dźwięków i jakie glosy, czyli zespoły kilkudziesięciu dźwięków, kilkudziesięciu piszczałek.
Organy wydały mu się bardzo interesujące nie tylko ze względu na ich brzmienie ale i z powodów technicznym. Zawiłość mechanizmów, szczególnie w starych instrumentach, gdzie traktura, czyli system połączeń między klawiszem a piszczałką jest w pełni mechaniczny – były dla młodego studenta prawdziwym wyzwaniem.
- Cięgna, kątowniki wydały mi się bardzo interesujące, bo zawsze lubiłem majsterkować. Dlatego we wrześniu ubiegłego roku postanowił na próbę zrobić jedną piszczałkę. Chciał sprawdzić czy mu się uda? Czy laik, w domowych warunkach może stworzyć piszczałkę, która zagra? I udało się - piszczałka zagrała - opowiada.
Pierwsza piszczałka miała ok. 60 cm, była dwustopowa i wydała – ku uciesze Kacpra Łobody - dźwięk C. Sukces zachęcił go do robienie kolejnych, a wizja stworzenia autorskich organów, z dźwiękami i głosami jakie stworzy - pochłonęły Kacpra bez reszty.
- Gotowa piszczałka zostaje ustawiona na skrzyni zwanej wiatrownicą z przegródkami i rzędami. Piszczałek jest tyle ile klawiszy - dźwięków oraz głosów organowych. Są one bardzo różne: otwarte, kryte, półkryte oraz przedmuchiwane – z małym otworkiem w środku korpusu. Te kryte wydają dwa razy niższy dźwięk niż otwarta o tej samej długości. W otwartej powstaje połówka fali stojącej. Do wiatrownicy dochodzą cięgna zwane abstraktami przez system kątowników i wałków skrętnych. Te cięgna otwierają zawory w wiatrownicy, na której stoją piszczałki. Zawory wpuszczają powietrze i wtedy powstaje dźwięk To jest bardzo skomplikowany mechanizm. Organy konstruuje się tak, aby je dopasować do miejsca, w którym mają stać. Od miejsca zależy też droga jaką mają przebiegać te skomplikowane mechanizmy od klawisza do piszczałki – tłumaczy Kacper Łoboda.
Hobbysta nie wie jeszcze jak duże zrobi organy. Ile będzie musiał wykonać piszczałek. To wszystko zależy od liczby głosów, które stworzy. Dlatego wciąż się uczy, dokształca, aby na koniec zdecydować ile różnych głosów chce zrobić. Póki co skoncentrował się na jednym, bourdonie. Na ten jeden głos – który będzie do nożnej klawiatury – będzie potrzebować 27 piszczałek. Podoba mu się również głos zwany - fletem konicznym. Taki dźwięk wydają piszczałki, które zwężają się ku górze i dają specyficzny miękki, lekko świdrujący i przenikliwy dźwięk. Flet koniczny, który powstanie z cyny – zdaniem Kacpra Łobody – brzmi wyjątkowo w zestawieniu z innymi głosami.
W sumie student ma pomysł na 5-6 głosów, a to wymaga ok. 400 piszczałek. Trzy najdłuższe będą łamane., czyli będą wyglądać jak wygięte rury, bo nie zmieszczą się w pokoju, a muszą jeszcze stanąć na wiatrownicy. Obecnie ma już piszczałkę niełamaną o długości 245 cm. Trzy będą jeszcze dłuższe o ok. 30 cm. Z kolei najkrótsze będą miały ok. 3 cm. Kacper Łoboda jeszcze nie zdecydował jaki najwyższy głos zrobi. Ma pomysł na głos cynowy ale do tego potrzebuje sprzęt do odlewania, który musi najpierw zbudować. To będzie dwustopowy głos - flet koniczny. Im mniejsza piszczałka, tym dźwięk wyższy. Im większa, tym głos niższy.
- Najlepiej robić piszczałki z drewna twardego i bezsęcznego. Z iglastych drzew najlepsze jest cedrowe ale takiego drewna nie jestem w stanie zdobyć więc robię piszczałki z sosny, a dokładnie z płyt sosnowych dostępnych w sklepach jako półki sosnowe. I ze sklejki brzozowej. Mniejsze robię ze sklejki, większe z sosnowych półek. Nie próbuję naśladować mistrzów sprzed wieków, bo nie jestem w stanie – opowiada.
Zależy mu natomiast na zbudowaniu instrumentu działającego, dlatego nie przejmuje się, że jego drewno ma sęki, choć stare receptury mówią o drewnie bezsęcznym. Student już sprawdził, że jeśli drewno jest dobrze wysuszone, to sklejenie piszczałki z niego nie jest problemem, nie rozsychają się i nie pękają.
Półki sosnowe tnie na pasy o odpowiednich wymiarach i klei w rurą prostokątną. Najpierw klei rynnę - tył i boki piszczałki. Potem dokleja serce piszczałki. Serce to ten element nad stopą, spod którego wylatuje wąska struga powietrza i natrafia na ostrą krawędź. Na tej krawędzi powietrze zaczyna wirować, tworzą się turbulencje i to ono wzbudza falę stojącą w piszczałce. Serce oddziela dolną część piszczałki, czyli stopę od górnej.
Gotowa piszczałka jest pokrywana naturalną politurą szelakową, którą Kacper Łoboda robi sam. Taką politurą dawno temu pokrywano barkowe meble na wysoki połysk. Politurę Kacper Łoboda używa, aby dobrze uszczelnić piszczałkę, dlatego nakłada ją tylko od wewnątrz. Drewniane piszczałki zamierza również wypoliturować na zewnątrz.
Pasjonat o organach potrafi opowiadać godzinami. Tłumaczyć laikowi bez cienia zniecierpliwienia. Wie o tym najlepiej prof. Adam Sieradzki z Katedry Fizyki Doświadczalnej na W11, który kiedyś podczas rozmowy na konsultacjach, chcąc lepiej poznać studenta, zapytał czym się interesuje. Kacper Łoboda najpierw nieśmiało wspomniał, że robi piszczałki do organów. Później rozwinął temat, a profesor od razu zorientował się, że to jego pasja.
- Nie pamiętam dokładnie, ale opowiadał chyba ze dwie godziny. Byłem i wciąż jestem pod wrażeniem Kacpra, tym jakim jest człowiekiem, jak podchodzi kompleksowo do nauki i swojej pasji – opowiada prof. Adam Sieradzki.
Kacper Łoboda nie skończył szkoły muzycznej ale w rodzinie panuje opinia, że powinien, bo ma słuch i zamiłowanie do muzyki. I faktycznie ma zamiłowanie, bo nie tylko tworzy organy i próbuje na nich grać. Póki co gra na wirtualnych, czyli na klawiaturze elektronicznej podłączonej do komputera.
Student trafił na fizykę techniczną, bowiem szukał studiów, gdzie teorię mógłby łączyć z praktyką. Dla majsterkowicza takie połączenie było ważne i bardzo praktyczne. W szkole podstawowej najpierw interesowała go pirotechnika. Później wybuchowe zainteresowania przekształciły się w chemię bardziej naukową i doświadczalna. W LO przerzucił się na fizyką z powodu nauczycielki, która potrafiła go zainteresować tym przedmiotem. Okazało się, że fizyka bardzo mu odpowiada.
Obecnie jest na pierwszym roku studiów magisterskich. I choć jest osobą nieśmiałą i potrzebuje dużo czasu i przestrzeni na swoją pasję, to jednak chciałby już wrócić na uczelnię. Nie lubi nauki online.
Zagadnięty o to, co zamierza robić po studiach, milczy. Nie potrafi jeszcze udzielić odpowiedzi. Pytany o studenta z nietypowymi zainteresowaniami prof. Adam Sieradzki mówi ciepło i z sympatią.
- Pamiętam jedną sytuację podczas zajęć z Kacprem, kiedy znalazł rozwiązanie problemu. Na pierwszy rzut rozwiązanie wydawało się nieprawidłowe. Jednak on grzecznie, aczkolwiek uparcie próbował mi wytłumaczyć swój punkt widzenia. Jego upór spowodował, że zacząłem to wnikliwie analizować. Okazało się, że jego sposób rozwiązania był prawidłowy, chociaż niestandardowy, jak cały Kacper – żartobliwie opowiada prof. Adam Sieradzki.
Zdaniem profesora Kacper Łoboda byłby dla uczelni znakomitym nabytkiem, bowiem ma ogromny potencjał intelektualny. Prof. Adam Sieradzki wie co mówi, bowiem miał okazję współpracować ze studentem przy jego pracy inżynierskiej.
–Jego podejście do rozwiązywania problemów naukowych jest kompleksowe, począwszy od bardzo dobrej znajomości literatury, poprzez samodzielne eksperymenty, po analizę wyników oraz znajdowanie dalszych zagadnień do rozwiązania. Taką postawą pokazuje, że bez żadnych wątpliwości jest w stanie samodzielnie rozwiązać konkretny problem naukowy w ramach doktoratu. Mam nadzieję, że się na to zdecyduje. Będę go w tej decyzji wspierał. Uważam bowiem, że nasza uczelnie dużo by zyskała mając w swoich szeregach takiego doktoranta – opowiada z uznaniem prof. Adam Sieradzki.
A Kacper Łoboda myśli nad swoją przyszłością i w każdej wolnej chwili robi kolejne piszczałki.
Ula Małecka
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »