TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 25.02.2020 Kategoria: aktualności ogólne, ludzie politechniki, Wydział Chemiczny, Wydział Mechaniczny
Prof. Roman Koch, wieloletni wykładowca Politechniki Wrocławskiej obchodzi setne urodziny. Profesora wspominają współpracownicy, studenci i prof. Jerzy Buzek, premier RP w latach 1997-2001, którego pracę doktorską recenzował jubilat.
Jubilata w dniu setnych urodzin odwiedził prof. Cezary Madryas, rektor PWr, który w imieniu całej społeczności akademickiej złożył wyrazy wdzięczności, najserdeczniejsze gratulacje oraz życzenia.
"Dziękuję za długie lata pracy dla Politechniki. Jako wychowawca wielu pokoleń studentów, badaczy, uczonych, zasługuje pan profesor na słowa najwyższego uznania i szacunku. Swoim autorytetem, estymą oraz ogromną wiedzą i entuzjazmem zarażał pan profesor swoich podopiecznych, będąc dla nich jednocześnie mistrzem i wielkim autorytetem. Studenci pamiętają pana jako zaangażowanego i ofiarnego nauczyciela akademickiego, wychowawcę kadr naukowych. Posiada pan profesorze umiejętność dotarcia do słuchacza dzięki swym predyspozycjom dydaktycznym. W swoich wykładach autorskich potrafił pan tak przygotować i realizować proces dydaktyczny, aby ująć w nim wszystko, czego potrzebuje student, przyszły inżynier, a także kandydat na pracownika naukowego. Dziękujemy za otwartość, przychylność i nieustanne wsparcie dla całego środowiska akademickiego. Życzę wszelkiej pomyślności, pogody ducha i dalszej niewyczerpanej energii, która emanuje z pana profesora na wszystkich, którzy mają przyjemność z panem przebywać" - napisał rektor do jubilata.
Sam 100-latek nie ukrywał wzruszenia i prosil rektora, aby podziękowal całej społeczności akademickiej za pamięć i życzenia.
Poproszony o podanie recepty na długowieczność, powiedział, że jest bardzo prosta. - Trzeba żyć normalnie, bez nieprzemyślanych wyskoków. Ważna też jest nauka, praca i rodzina. Uczyć się, dokształcać warto całe życie - powiedział prof. Roman Koch.
W holu budynku A-1 można oglądać wystawę poświęcona prof. Romanowi Kochowi.
– Był bardzo wymagający, ale otwarty na moje argumenty. Napisał mi piękną recenzję. Byłem poruszony i zaszczycony – mówi prof. Jerzy Buzek. Prof. Roman Koch recenzował pracę doktorską prof. Jerzego Buzka w 1969 r. Przyszły premier bronił wtedy doktorat pt. „Wnikanie masy w fazie gazowej nad poziom powierzchni cieczy”.
Zdaniem prof. Jerzego Buzka ludzie ze wschodu, a prof. Roman Koch pochodzi spod Lwowa, charakteryzują się nie tylko śpiewną mową, lecz przede wszystkim wyjątkowym umiłowaniem nauki, posiadają pewien zbiór wartości, który jest wyjątkowy i obecnie rzadko spotykany.
– To prawy człowiek, który charakteryzuje się wyjątkowym umiłowaniem nauki. Nigdy jednak nie zapominał o człowieku. Interesował się nami wszystkimi. Był bardzo pomocny. Po latach zaproponował mi przejście na ty, ale jakoś nie umiałem przeskoczyć tej bariery. Może ze dwa razy zwróciłem się do profesora po imieniu – wspomina prof. Jerzy Buzek.
Prof. Roman Koch urodził 26 lutego 1920 r. w Kobylnicy Ruskiej, koło Lwowa. Ojciec Karol był kowalem, ale zadbał, by dzieci się kształciły. Matka Teofila prowadziła dom, zajmowała się dziećmi i miała piękny głos, który odziedziczył po niej syn Feliks, w dorosłym życiu śpiewak operowy.
Młodszy o 11 lat brat Romana, prof. Jan Koch m.in. (prorektor w latach 1985-1987, twórca i dyrektor Wrocławskiego Centrum Transferu Technologii PWr w latach 1995-2016) opowiada, że w domu rodzinnym było dość skromnie, ale kładło się nacisk na czytanie książek i zdobywanie wiedzy.
– Ojciec był mądrym człowiekiem. Dlatego wysłał najstarszego z sześciorga rodzeństwa, czyli Romana do gimnazjum. Uważał – i jak się później okazało słusznie - że on nas pociągnie za sobą. Roman zdał maturę jeszcze przed wojną, w 1938 r. Poszedł do wojska na ochotnika, bo nie miał za co studiować – opowiada prof. Jan Koch.
W 1939 r. 19-letni Roman bierze udział w obronie Warszawy. Po kapitulacji stolicy nie trafia jednak do niewoli, bowiem Niemcy – jak relacjonuje prof. Jan Koch – brali tylko oficerów. Wraca do domu. Podczas okupacji najpierw przebywa na terenie byłego ZSRR, a w latach 1942-1945 na robotach w III Rzeszy. Tam bardzo dobrze poznaje język niemiecki. Później przez całe zawodowe życie będzie z tego korzystać, zawierając wiele naukowych przyjaźni właśnie z Niemcami. Profesor zna również bardzo dobrze język rosyjski. Nigdy jednak nie będzie opowiadać ani rodzinie, ani współpracownikom o tym wojennym okresie.
Po wojnie cała rodzina Kochów – jako repatrianci ze Wschodu – trafia pod Gorzów Wielkopolski, gdzie Roman na krótko zostaje urzędnikiem w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym. Rodzice pod Gorzowem spędzą resztę życia. Synowie: Jan i Roman będą jeździć z Wrocławia do domu na wakacje.
Roman nie chce być urzędnikiem. Chce być inżynierem, ale tylko na Politechnice we Wrocławiu są jeszcze wolne miejsca. Przyjeżdża do miasta i zapisuje się na uczelnię. Trafia na Wydział Mechaniczno-Elektryczny. Wtedy najpopularniejszym, bo chętnych jest aż 175 osób. Jest pierwszym powojennym rocznikiem studentów.
W „Księdze pamiątkowej pierwszych słuchaczy Politechniki Wrocławskiej roku inaugurującego 1945” można przeczytać, że pierwsi pracownicy i studenci uczelni trafili do powojennego i bardzo zniszczonego Wrocławia z kraju i zagranicy. Przyjechali wprost z przymusowych robót w Niemczech, obozów koncentracyjnych czy oddziałów wojskowych i partyzanckich.
„Wiek pierwszych studentów był bardzo zróżnicowany od 18 do 40 lat, ale wszystkich ich łączył głód wiedzy spowodowany pięcioletnią przerwą wojenną (…) i bezprzykładnym wyniszczeniem Polaków przez okupanta, przekraczającym 6 mln ludzi, a w tym znacznej liczby inteligencji technicznej. Entuzjazm do nauki i pracy wynikał stąd, że każdy student cieszył się, że przeżył ten straszny okres wojny i okupacji” – pisze w słowie wstępnym do książki prof. Kazimierz Banyś, wieloletni organizator zjazdów pierwszych absolwentów Politechniki Wrocławskiej.
Roman Koch studiuje na Wydziale Mechaniczno-Elektrycznym w latach 1946-1949, jeszcze w czteroletnim lwowskim systemie. Po podziale Wydziału Mechaniczno-Elektrycznego kończy w 1950 r. Wydział Mechaniczny, wtedy jeszcze na jednej uczelni: Uniwersytecie i Politechnice we Wrocławiu. Otrzymuje dyplom magistra inżyniera mechanika. Później Wydział Mechaniczny skończą jeszcze jego młodszy brat Jan, zięć Tadeusz i wnuk Wojciech. Absolwentów Politechniki Wrocławskiej w rodzinie Kochów będzie jednak więcej.
– Ojciec zmarł wcześnie. Roman nie tylko ściągnął mnie i brata Feliksa do Wrocławia, pomagał w utrzymaniu, choć miał już wtedy swoją rodzinę, ale i wspierał na co dzień. Nigdy jednak nie traktował mnie z góry. Nie narzucał swojego zdania. Pozwalał mi działać i żyć po swojemu. Zawsze traktował mnie po partnersku. Nigdy ze sobą nie rywalizowaliśmy. Spędzaliśmy i nadal spędzamy ze sobą dużo czasu. Gdy prof. Jan Kmita, rektor uczelni w latach 1984-1990 zaproponował mi stanowisko prorektora, poszedłem do Romana po radę. Powiedział mi wtedy: „Głupi nie jesteś, spróbuj” – śmieje się prof. Jan Koch.
89-letni prof. Jan Koch, który wciąż pracuje na uczelni, na rozmowę o bracie umawia się chętnie i bardzo ciepło o nim opowiada. Chce jak najdokładniej przybliżyć sylwetkę brata i wydobyć z pamięci jak najwięcej wspomnień. Nie ukrywa, że Roman, który wziął za niego odpowiedzialność, pomógł w wykształceniu, był i wciąż jest autorytetem. Panowie mieszkają blisko siebie i przynajmniej raz w tygodniu prof. Jan Koch odwiedza starszego brata, który z racji wieku jest w słabszej formie.
– Romana wciąż interesują sprawy Politechniki Wrocławskiej. Wypytuje mnie, czy nadal pracuję, czy przyjechałem autem. Czuwa nade mną – śmieje się prof. Jan Koch.
Mgr inż. Roman Koch bardzo szybko, bo w 1948 r. zostaje asystentem, w Katedrze Inżynierii Chemicznej w Oddziale Chemii Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu. Od 1951 r. jest starszym asystentem, adiunktem zostaje w 1953 r. w Katedrze Inżynierii Chemicznej na Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej. Początkowo prowadzi wykłady i ćwiczenia z rysunku technicznego na Chemii Technicznej Wieczorowej Szkoły Inżynierskiej.
Zdaniem prof. Andrzeja Noworyty z Wydziału Chemicznego, który najpierw był studentem prof. Romana Kocha, a potem wieloletnim współpracownikiem, jubilat był cenionym i lubianym przez studentów wykładowcą. Zawsze znakomicie przygotowany do zajęć. Nigdy nie improwizował. Wiedział, co chce powiedzieć, jak poprowadzić zajęcia. Kilkakrotnie był uznawany przez studentów za najlepszego wykładowcę.
– Studenci go cenili. Mówili na niego z czułością „Papa Koch”. Jego wykłady były ciekawe, ilustrowane precyzyjnymi i czytelnymi rysunkami. Skończył studia na Wydziale Mechanicznym, gdzie rysunek techniczny jest podstawową forma przekazywania informacji i to było widać na jego wykładach – mówi prof. Andrzej Noworyta.
Prof. Roman Koch był m.in. aktywnym członkiem koła Naukowego Mechaników PWr., które skupiało wszystkich studentów mechaników i w 1950 r. liczyło ok. 500 członków. W ramach koła organizowano wszelkiego rodzaju działalność samopomocową. Ponadto organizowano wycieczki do fabryk i zakładów przemysłowych czy praktyki wakacyjne. Studenci mechanicy czynnie uczestniczyli w organizowaniu światowego Kongresu Intelektualistów w 1948 r. czy Wystawy Ziem Odzyskanych. Jak wynika z oświadczenia z 15 października 1948 r., które można znaleźć w archiwum uczelni, w związku z działalnością koła: „kolega Koch Roman okazał się jednostką ofiarną i sumienną w spełnianiu przyjętych na siebie obowiązków”.
Prof. Andrzej Noworyta zaznacza, że praktycznie całe jego zawodowe życie było związane z prof. Romanem Kochem. Po studiach został jego asystentem i współpracował z profesorem przez następnych 30 lat. Obaj – zdaniem prof. Andrzeja Noworyty – mieli wyraziste poglądy, nie ukrywali ich i z tego powodu mieli nieraz kłopoty.
– Byłem jego gwardzistą. Tak mawialiśmy żartobliwie, ale dużo było w tym prawdy. Gwardzistą, który broni racji swego szefa. Bardzo podobnie ocenialiśmy otaczającą nas rzeczywistość. Mówiliśmy w wielu sprawach jednym głosem. Starałem się zawsze służyć mu pomocą ale i ja mogłem zawsze liczyć na jego wsparcie w sprawach zawodowych i osobistych. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Profesor był czasami uszczypliwy w kontaktach ze współpracownikami, ale w ten sposób chciał nas dopingować. Takim go pamiętamy. Zawsze uważałem, że to bardzo przyzwoity i prawy człowiek – opowiada prof. Andrzej Noworyta.
Profesorowie napisali wspólnie podręcznik dla studentów „Procesy mechaniczne w inżynierii chemicznej”, który cieszył się dużą popularnością i doczekał się trzech wznowień.
W 1961 r. prof. Roman Koch broni pracę doktorską „Niektóre zagadnienia kinetyki chemisorpcji w obszarze emulgowania na przykładzie absorpcji CO2 w roztworach wodnych NaCH”, której promotorem był prof. Zdzisław Ziołkowski. W 1964 r. zostaje docentem. Pracuje w Katedrze Inżynierii Chemicznej na Wydziale Chemicznym, a w 1968 r. w Instytucie Inżynierii Chemicznej i Urządzeń Cieplnych PWr. W 1970 r. otrzymuje tytuł profesora, a pięć lat później – stanowisko profesora zwyczajnego.
Prof. Włodzimierz Kordylewski z Zakładu Kotłów, Spalania i Procesów Energetycznych PWr wspomina prof. Romana Kocha jako bardzo zajmującego rozmówcę. Panowie spotykali się i dyskutowali głównie w stołówce akademickiej.
– Profesor cenił sobie to miejsce. Szczególnie smakowały mu zupy. Był głęboko przekonamy, że regularne posiłki mają ogromne znaczenia dla zdrowia – opowiada prof. Włodzimierz Kordylewski.
Kiedy w 1960 r. kierownik Katedry Inżynierii Chemicznej doc. inż. Zdzisław Ziółkowski z powodu dłuższego wyjazdu nie może dalej kierować katedrą, na swoje stanowisko proponuje, wtedy jeszcze magistra, Romana Kocha. „Mgr inż. Roman Koch ukończył studia na Wydziale Mechanicznym i dzięki długoletniej pracy w Katedrze Inżynierii Chemicznej wyspecjalizował się w tej nowej dla niego dyscyplinie nauki, uzyskując zarówno w pracy naukowej i dydaktycznej jak też we współpracy z przemysłem bardzo dobre wyniki. (…) W pracy dydaktycznej wymieniony dał się poznać jako bardzo dobry wykładowca prowadząc wykłady i ćwiczenia z Inżynierii Chemicznej wraz z Aparaturą dla studentów WSI (Wieczorowej Szkoły Inżynierskiej) na Wydziale Chemicznym w latach 1951-1960 i na Studium Dziennym w latach 1953-1954” – wynika z pisma.
Ponadto – czytamy w dokumencie – „w ramach współpracy z przemysłem mgr inż. Koch wykonał cały szereg projektów prototypowych instalacji technicznych, które uruchomione, zdały egzamin w eksploatacji, a zaprojektowana przez niego instalacja do regeneracji disiarczku węgla (CS2) z olejów w ramach intensyfikacji tego procesu w Wytwórni CS2 Tomaszowskich Zakładów Włókien Sztucznych po uruchomieniu przysporzyła zakładowi 4 mln zł zysku, dzięki odzyskaniu „poszukiwanego produktu jakim jest dwusiarczek węgla”.
W tym czasie mgr inż. Roman Koch pracował nad jeszcze innym projektem dotyczącym absorpcji siarkowodoru z gazów wentylacyjnych w Zakładach Włókien Sztucznych. Specjalizował się w inżynierii aparatury procesowej, w szczególności procesów wymiany masy w aparatach kolumnowych.
W tym okresie, jako jeszcze młody pracownik naukowy, dużo publikuje. Zarówno prac badawczych o absorpcji gazów disiarczku węgla czy desorpcji siarkowodoru i disiarczku węgla z wody ściekowej, jak i artykułów o „Budowie absorberów mechanicznych stosowanych w przemyśle chemicznym” czy „Niektórych z nowoczesnych metod intensyfikacji procesów absorpcyjnych”. W sumie jest autorem lub współautorem 94 artykułów naukowych, czterech książek: „Stoffaustausch in Apsoptionskolonnen”, „Aparatura Chemiczna”, „Procesy mechaniczne w inżynierii chemicznej” i „Dyfuzyjno-cieplny rozdział substancji”, siedmiu rozdziałów w książkach, kilku skryptów oraz patentów.
W latach 1968-1974 zostaje zastępcą dyrektora, a następnie pełni funkcję dyrektora Instytutu Inżynierii Chemicznej i Urządzeń Cieplnych (1974-1981, 1987-1990). Pełni też funkcję kierownika Zakładu Aparatur Chemicznych (1968-1974), a następnie Zakładu Aparatur Procesowych w tym instytucie (1974-1976). W 1984 r. zostaje rzecznikiem dyscyplinarnym dla nauczycieli akademickich PWr. Przez wiele lat zasiada w Senacie uczelni.
W 1991 r. prof. Roman Koch formalnie przechodzi na emeryturę. Jednak jeszcze przez wiele lat będzie prowadzić zajęcia ze studentami. Koledzy w Wydziału Chemicznego przygotują dla kolegi-emeryta komiks pt. „Profesor Roman Koch”, opracowany przez prof. Andrzeja Noworytę, z rysunkami Marka Skorupki i grafiką Iwony Roszak.
32-stronicowy komiks, to historia życia prof. Romana Kocha przedstawiona na wesoło: od kolebki, lat spędzonych w harcerstwie, założenia rodziny w 1946 r., przez pracę naukową, staż w Moskwie w latach 1962-1963, 30-letnią pracę na stanowisku redaktora naczelnego po odznaczenia państwowe i zasiadanie w Senacie PWr, gdzie prof. Roman Koch przedstawiony jest jako rzymianin w sandałach, który stoi na straży praworządności.
Na końcu publikacji można znaleźć rozdział „W oczach bliźnich”, w którym pracownicy znający profesora opowiadają z czym im się kojarzy. Dla jednych prof. Roman Koch, to lwowski akcent, śpiewny i sympatyczny, entuzjasta rozwoju inżynierii chemicznej na PWr ale i łysina jak u filmowego Kojaka. Pracownicy wymieniają też jego zalety jak: dostrzeganie człowieka i jego problemów, wyrozumiałość dla błędów, poczucie sprawiedliwości, konsekwencja w działaniu czy szerokie i wielopłaszczyznowe widzenie problemu.
Z okazji 70-lecia uczelni w 2015 r. została wydana „Księga jubileuszowa Wydziału Chemicznego Politechniki Wrocławskiej 1945-2015”, w której można znaleźć m.in. anegdotę o prof. Romanie Kochu, spisaną przez prof. Jerzego Walendziewskiego.
W 2003 lub 2004 r., czyli 13 lat po uzyskaniu wieku emerytalnego, prof. Roman Koch zadzwonił do prof. Jerzego Walendziewskiego z prośbą o pomoc w wyszukiwaniu recenzenta do kwartalnika „Inżynieria Chemiczna i Procesowa”. Prof. Walendziewski pomógł starszemu koledze, a ten w podzięce opowiedział pewną historię.
– Jako emeryt prowadziłem wciąż wykłady z Inżynierii Chemicznej. Na egzaminie trafił mi się student, który niby coś wiedział, ale za mało na zaliczenie. Miałem właśnie go odesłać z dwójką, on jednak w pewnym momencie rezolutnie powiedział, że jego mama u mnie kiedyś studiowała. Nazwisko niby mi znane, choć nie kojarzyłem go z żadną konkretną osobą. Ale już po znajomości dałem mu dodatkowe pytanie i wydało mi się, że jakąś wiedzę, to jednak ma i zasługuje na 3. Ocenę wpisałem do indeksu. Student zajrzał do indeksu, podziękował i z uśmiechem stwierdził, że może by tak spróbował zdać na 4. Zaskoczony spojrzałem pytająco, a on na to: „no bo wiem pan, panie profesorze, mój dziadek także słuchał pańskich wykładów”. Student poszedł, a ja pomyślałem, że bez względu na to, czy mówił prawdę, czy zmyślał, pora skończyć nauczanie. Prowadzenie wykładów dla trzech pokoleń – to chyba wystarczy – żartował sam z siebie prof. Roman Koch.
Profesor nie rezygnuje też z pracy w kwartalniku PAN „Inżyniera Chemiczna i Procesowa”, który prowadził jako redaktor naczelny łącznie przez 30 lat, od 1980 r. do 2011 r. Jego zastępcą zostanie „gwardzista” – prof. Andrzej Noworyta, a w radzie redakcji przez lata będzie zasiadać m.in. prof. Jerzy Buzek.
W tym czasie prof. Roman Koch organizuje współpracę międzynarodową z europejskimi centrami inżynierii chemicznej. W 2011 r. redaktorem naczelnym zostaje prof. Zdzisław Jaworski i w pierwszym numerze, już pod swoją redakcją, dziękuje poprzednikowi za wieloletnią pracę. „Chociaż profesor Koch formalnie przeszedł na emeryturę w 1991 r., jego aktywny udział w działalności naukowej nie uległ zmniejszeniu. Był recenzentem osiągnięć naukowych kilku kandydatów do stopni naukowych i tytułu naukowego. Prof. Roman Koch wypromował 23 doktorów, trzech z nich otrzymało tytuł profesora” – wylicza prof. Zdzisław Jaworski, nowy redaktor naczelny Inżynierii Chemicznej i Procesowej.
Prof. Roman Koch w latach 1987-2003 przewodniczył też Radzie Naukowej Instytutu Inżynierii Chemicznej PAN w Gliwicach oraz w 1987 r. Ośrodkowi Badawczo-Rozwojowemu Budowy Urządzeń Chemicznych „CEBEA” w Krakowie. Jest członkiem Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego w 1987 r. Zastępcą przewodniczącego i przewodniczącym Komitetu Inżynierii Chemicznej i Procesowej PAN w latach 1994-2003.
Odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim i Kawalerskim Orderem Odrodzenia Polski, Medalem Komisji Edukacji Narodowej i Złotą Odznaką PWr oraz Medalem za Wybitne Zasługi dla Rozwoju Politechniki Wrocławskiej.
Prof. Roman Koch jest oddany nie tylko pracy zawodowej, studentom, ale i rodzinie. Był świetnym organizatorem wyjazdów wakacyjnych i wspólnego spędzania świąt. Żonę Irenę poznaje jeszcze w gimnazjum. Chodzą do jednej klasy, wspólnie zdają maturę. W czasie wojny ich drogi się rozchodzą. Ponownie spotykają się w 1945 r. Irena trafia do Gliwic, ale Roman ściąga ją do Wrocławia. Tutaj zakładają rodzinę. W 1946 r. na świat przychodzi córka Grażyna, która w przyszłości skończy architekturę na PWr. W 1953 r. rodzi się syn Andrzej, w dorosłym życiu lekarz. Żona Irena umiera w 1997 r. Córka Grażyna Figas, wspomina, że będąc licealistką każde wakacje spędzała z tatą w górach. Profesor był co prawda bardzo zajętym człowiekiem, ale nigdy nie zapominał o najbliższych i bardzo dbał o rodzinne więzy.
- Tato kochał góry i piesze wędrówki. Dlatego każdego roku organizował wspólne wypady. To był czas tylko dla nas. Bardzo lubiłam te wyjazdy jako licealistka – wspomina Grażyna Figas, która nie ukrywa, że jest bardzo związana z tatą. Dlatego też choć mieszka w Lubinie, bardzo często przyjeżdża do Wrocławia, aby doglądać ojca. Profesor zawsze dopytuje czy nie sprawia kłopotów, czy nie jest ciężarem.
Kiedy zdrowie nie pozwala profesorowi na piesze wędrówki po górach, zaczyna organizować wyjazdy nad morze, do Świnoujścia. Już na miejscu wstaje wcześnie rano, gdy wszyscy jeszcze śpią i długo wędruje brzegiem morza.
Profesora dobrze wspomina również zięć Tadeusz Figas, absolwent Wydziału Mechanicznego PWr. Uważa, że teść był znakomitym organizatorem i wszystko miał dobrze zaplanowane, ale nigdy nie był kłopotliwy, nie narzucał swojego zdania. Zawsze pamiętał o rocznicach czy rodzinnych uroczystościach. Dlatego wszystkie wnuki prof. Romana Kocha, które zdecydują się studiować we Wrocławiu, będą mieszkać u dziadka, w mieszkaniu na Biskupinie. Prof. Roman Koch doczekał się pięcioro wnucząt i siedmioro prawnucząt.
Grażyna Figas opowiada, że tato, z całego rodzeństwa, najbardziej był związany z o 5 lat młodszym bratem Kazimierzem, który przejął po rodzicach ojcowiznę. Bracia bardzo pilnowali, aby rodzina trzymała się razem. Organizowali wspólne święta, spędzanie wakacji czy inne uroczystości.
Prof. Zbigniew Gnutek, dziekan Wydziału Mechaniczno-Energetycznego jest zadowolony, że los zetknął prof. Kocha z Wydziałem Mechaniczno-Energetycznym. „Były to lata, w których pełnił pan funkcję dyrektora Instytutu Inżynierii Chemicznej i Urządzeń Cieplnych, wykładowcą prestiżowego przedmiotu Inżynieria chemiczna i procesowa. Swoim studentom Wydziału Mechaniczno-Energetycznego przekazał pan wiedzę, na której zbudowali swój zawodowy sukces. Wszyscy są panu za to niezmiernie wdzięczni. W dniu wyjątkowego jubileuszu cala społeczność Wydziału Mechaniczno-Energetycznego oraz dostojne grono absolwentów życzy panu zdrowia i pomyślności.
Niech świadomość faktu, że pana studenci tworzą dzisiaj polski i światowy przemysł chemiczny będzie dla Pana ogromną satysfakcją i dumą – życzy jubilatowi prof. Zbigniew Gnutek.
Najserdeczniejsze życzenia „dobrego zdrowia i wielkich sił witalnych na dalsze długie, pogodne lata życia” – składa również prof. Romanowi Kochowi w imieniu Koła Emerytów i Rencistów Politechniki Wrocławskiej przewodnicząca dr Hanka Karkowska.
Prof. Andrzej Wiszniewski, rektor Politechniki Wrocławskiej w latach 1990-1996, który zna prof. Romana Kocha od wielu lat, uważa, że prof. Koch to historia uczelni:
– Związał się z uczelnią, gdy ta miała niespełna trzy lata w polskim Wrocławiu. On 28-latek, miał za sobą burzliwe lata wojny i niemieckich represji. Związał się z Politechniką na całe życie, przechodząc przez okresy ciężkie i chlubne, do tych ostatnich walnie się przyczyniając. Dziś obchodząc swój wspaniały jubileusz stulecia może z dumą i satysfakcją patrzeć na drogę, którą razem z uczelnią przeszedł. Drogę od małej prowincjonalnej uczelni do jednego z najlepszych uniwersytetów naszego kraju. Dziękujemy panie profesorze za całe trudne, lecz chlubne życie.
Ula Małecka
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »