TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 06.09.2019 Kategoria: popularyzacja nauki
Myślę, że wiele osób nie zgniata plastikowej butelki przed wyrzuceniem do kosza, bo brakuje im refleksji nad konsekwencjami. Sporo ludzi gubi się też w tym, jak segregować, bo nigdy nie poświęcili chwili, żeby spokojnie przeczytać naklejki na kontenerach. Otoczeni ze wszystkich stron tworzywami sztucznymi często zapominamy też, że to surowiec, który nie musi „żyć” pięć minut – może mieć też drugie życie. Dlatego wierzę w sens akcji edukacyjnych – opowiada dr Paulina Mayer z PWr.
Unia Europejska wprowadza zakaz stosowania tworzyw sztucznych w produktach, w przypadku których istnieją łatwo dostępne i niedrogie zamienniki. Chodzi o plastikowe patyczki higieniczne, sztućce, talerze, słomki, mieszadła do napojów, kubki i pojemniki na żywność wykonane ze spienionego polistyrenu czy produkty z oxodegradowalnego tworzywa sztucznego (tzw. utleniającego się plastiku). Do 2025 r. kraje członkowie będą też musiały produkować butelki PET zawierające co najmniej 25 proc. materiałów z recyklingu, a do 2030 r. – 30 proc.
We Wrocławiu magistrat zdecydował już o wycofaniu z urzędu plastikowych kubków, talerzy i gadżetów. Urzędnicy mają też przekonywać mieszkańców miasta i lokale takie jak bary i restauracje do ograniczania zużycia tworzyw sztucznych. Jednocześnie aktywiści zbierają podpisy pod projektem postawienia we Wrocławiu pierwszego automatu do recyklingu plastikowych butelek, a w niektórych lokalach pojawiają się alternatywy dla jednorazowych opakowań – np. kubki wykonane z… kawy. O tym dlaczego takie inicjatywy są ważne, rozmawiamy z dr Pauliną Mayer z Wydziału Mechanicznego PWr.
Lucyna Róg: - Naukowcy z USA wyliczyli, że od początku masowej produkcji tworzyw sztucznych zaledwie 9 proc. z nich poddano recyklingowi, 12 proc. spalono, a niemal 80 proc. od dziesięcioleci zalega na składowiskach na całym świecie. Jeśli przyjrzymy się danym tylko z Europy, to też nie jest optymistycznie – 39 proc. jest obecnie spalanych, 31 proc. składowanych, a tylko 30 proc. poddanych recyklingowi. Jednocześnie – we wszystkich publikacjach edukacyjnych na temat recyklingu – powtarza się informacja, że plastiki stanowią doskonałe materiały do ponownego przerobu. Dlaczego więc nam nie wychodzi?
Dr Paulina Mayer: - Bo recykling tworzyw sztucznych to nie jest łatwe zagadnienie. Ale zacznijmy od początku – wspomniała pani o tych odpadach, które zalegają na składowiskach. Jest ich tak dużo, bo gdy w latach 50. ubiegłego wieku zaczęto na masową skalę produkować tworzywa sztuczne, wszyscy się nimi zachwycili. Nikt nie myślał wtedy o kosztach środowiskowych. Wszyscy cieszyli się tym, że ciężkie i mało praktyczne materiały takie jak szkło czy papier mogą zastąpić plastikowymi opakowaniami. Do tego pojawiały się nowe produkty, których powstanie było możliwe dzięki tworzywom sztucznym. W tym hurraoptymizmie zapomniano o konsekwencjach. Dopiero po latach zaczęto dostrzegać rosnący problem zalegających opakowań i innych odpadów. Przetworzenie tych wszystkich śmieci nie będzie teraz łatwe, bo każdego roku produkcja tworzyw sztucznych rośnie…
Stowarzyszenie Producentów Tworzyw Sztucznych PlasticEurope podaje nawet, że w 2018 roku produkcja wzrosła do 359 mln ton, czyli o trzy procent w stosunku do poprzedniego roku.
Statystyki dla nas, Polaków, też nie są powodem do chluby. Rocznie każdy z nas produkuje ponad 300 kg odpadów. Tworzywa sztuczne stanowią dużą ich część, przede wszystkim objętościowo.
Ale wróćmy do tego, dlaczego nie jesteśmy w stanie przetwarzać wszystkiego, co wyprodukujemy. Trzeba pamiętać, że w zależności od rodzaju tworzywa sztucznego poddaje się go przeróbce w inny sposób. Mamy recykling materiałowy – mechaniczny, który oznacza rozdrabnianie zużytych tworzyw, posegregowanie ich i przetworzenie (wytłoczenie) do postaci granulatu (recyklatu) nadającego się do ponownego przetworzenia. W taki sposób np. radzimy sobie z butelkami typu PET, które przerabia się na włókna poliestrowe, a z nich później produkuje ubrania, np. polarowe bluzy, odzież sportową czy skarpetki.
Tworzywa sztuczne poddaje się też m.in. recyklingowi termicznemu, biodegradacji czy recyklingowi chemicznemu, który polega na przetworzeniu odpadów na materiały o innych właściwościach fizyko-chemicznych. Tak robi się np. z poli(metakrylanem metylu), potocznie nazywanym pleksiglasem, czyli sztucznym szkłem. Przeprowadza się rekcję depolimeryzacji, odzyskując w ten sposób surowce pierwotne w postaci monomerów, z których tworzy się następnie kolejny polimer. Są to jednak procesy kosztowne, nieopłacalne ekonomicznie. Oczywiście przeprowadza się je, ze względu na to, że zasoby pierwotnego surowca, jakim jest ropa naftowa, nie są nieograniczone, a do tego mamy problem z rosnącymi składowiskami odpadów. Rachunek ekonomiczny nie wychodzi jednak na plus.
Ostatnio w ramach miejskiego mikrograntu tłumaczyła pani wrocławianom m.in. jakie są rodzaje tworzyw sztucznych. Pewnie wiele osób nawet nie uświadamia sobie, że to ma znaczenie.
Mam nawet zabawną anegdotę z tym związaną. Pewna studentka z Akademii Sztuk Pięknych myślała o rozpoczęciu projektu, w którym wykorzystywałaby tworzywa sztuczne. Chciała łączyć je z drewnem. Przeszła się wzdłuż Odry, zbierając stamtąd odpady – różne kubki, talerzyki, butelki, nakrętki, worki, opakowania itd. Zamierzała uzyskać z tego surowiec do ponownego wykorzystania, więc… wrzuciła wszystko do piekarnika. Myślała, że wszystko ładnie się upłynni i uplastyczni i będzie mogła coś sobie z takiej masy uformować. Tymczasem – ku jej zaskoczeniu – część odpadów rozpłynęła się, część zwęgliła, a inne pozostały nienaruszone, co oczywiście wynikało z ich różnych temperatur topnienia i właściwości fizyko-mechanicznych.
Gdyby wszystkie plastiki dało się po prostu stopić, a potem znowu zrobić z nich butelki i opakowania, to pewnie nie rozmawiałybyśmy dzisiaj o problemach z recyklingiem…
Możemy tylko pomarzyć. Rzeczywistość jest jednak taka, że tworzywa sztuczne to nie tylko termoplasty. Mamy też np. wykorzystywane w przemyśle duroplasty, czyli np. żywice, które po utwardzeniu stają się nietopliwe i nierozpuszczalne, nie możemy więc ich ponownie uplastycznić. Możemy je jedynie zastosować jako napełniacz do innych materiałów albo po prostu spalić z odzyskiem ciepła, co dzieje się najczęściej. Takie spalanie odbywa się oczywiście w kontrolowanych warunkach w bardzo wysokich temperaturach w instalacjach z odpowiednimi filtrami zapewniającymi, że do środowiska nie przedostają się toksyczne związki. To oczywiście jest kosztowne.
A wśród produktów codziennego użytku? Czy może się zdarzyć, że np. jogurt w mojej lodówce jest opakowany w różne tworzywa sztuczne o różnych właściwościach?
Oczywiście. Możliwe, że kubeczek powstał z polistyrenu, a jego etykieta z polipropylenu. Z punktu widzenia przemysłu przetwórczego najlepiej byłoby, gdyby produkty były tworzone z jednego rodzaju tworzywa sztucznego, ale tak się zdarza rzadko, bo kupujemy wzrokiem. Im więc atrakcyjniejsze opakowanie, tym chętniej sięgniemy po dany produkt. Ostatnio byłam w Poznaniu na kongresie opakowań w obiegu zamkniętym i obecni tam marketingowcy podkreślali, jak bardzo ważne jest dla nich, by produkt był ładny, kolorowy, nietypowy, w oryginalnym kolorze czy kształcie. Efekty są takie, że później branża recyklingowa musi się zastanawiać, co zrobić z pompkami z opakowań szamponu czy zatopionymi w tworzywach sztucznych krysztalikami itp.
Sytuacja nie do rozwiązania?
Unia Europejska wydała dyrektywę, której jedno z założeń dotyczy projektowania prorecyklingowego i nawołuje producentów do wykorzystywania jak najmniej rodzajów tworzyw sztucznych dla jednego produktu. To nie jest obowiązek dla firm, ale zalecenie. Niektóre branże zaczęły ją wdrażać, np. motoryzacyjna. W związku z inną obowiązująca dyrektywą dotyczącą pojazdów wycofanych z eksploatacji producenci aut zobowiązani są m.in. do projektowania i produkowania nowych pojazdów w taki sposób, aby w pełni uwzględnić i ułatwić demontaż, ponowne użycie oraz odzyskiwanie, a w szczególności recykling pojazdów wycofanych z eksploatacji oraz ich części i materiałów. Producenci zachęcani są do stosowania większej ilości materiałów uzyskanych z recyklingu. Np. poliwęglan (PC) z dyskietek, płyt i butelek jest stosowany w cadillacu na osłony przeciwsłoneczne, osłony oświetlenia wewnętrznego i na szyby. W przemyśle spożywczym też już widziałam rozwiązania ułatwiające recykling, np. jeden z producentów jogurtów sprzedaje je w kubkach, których etykieta jest z tektury łatwej do zdjęcia z plastikowego kubka i wrzucenia osobno do makulatury.
Jak firmy recyklingowe radzą sobie z różnymi rodzajami plastików z naszych kontenerów?
Pracownicy na liniach sortowniczych po kodach na opakowaniach rozpoznają, z jakim rodzajem tworzywa mają do czynienia i osobno odkładają np. polipropyleny, polistyreny, polichlorki winylu czy polietyleny wysokiej i niskiej gęstości.
Co jeśli nie uda się znaleźć kodu?
Stosuje się inne metody identyfikacji odpadów, np. wykorzystujące różnice w gęstości materiałów czy metody spektroskopowe. Miałam kiedyś okazję obejrzeć działający pod Dreznem zakład firmy zajmującej się sortowaniem odpadów, które są nie tylko komunalne, ale także pochodzą z branży elektronicznej czy motoryzacyjnej. Trafia tam więc mnóstwo odpadów z tworzyw sztucznych, dodatkowo wymieszanych z drewnem i metalem. Ten zakład osiąga 99,8 proc. skuteczności oddzielania polistyrenu od pozostałych tworzyw. Jego instalacja wymagała jednak dużych nakładów finansowych.
Choćby z takiego powodu ważna jest selektywna zbiórka już na poziomie gospodarstw domowych. Dzięki temu recykling przebiega bardziej efektywnie i jest mniej kosztowny.
Z sortowaniem odpadów ciągle jednak mamy problem. Ciągle widzę śmieci, które trafiają nie do tych kontenerów, do których powinny, a i kosze na odpady zmieszane pełne są takich rzeczy, które mogłyby trafić do pojemników na plastik czy makulaturę.
Jedyne co nam pozostaje, to odwoływać się do poczucia przyzwoitości i do sumienia mieszkańców naszego miasta. I ciągle edukować. Myślę, że pewne rozwiązania systemowe też mogłyby poprawić sytuację. Na pewno słyszała pani o butelkomacie w Krakowie, czyli mobilnym punkcie skupu butelek PET. Wystarczyło wrzucić jedną i w zamian dostawało się 10 groszy. Popularność tego rozwiązania była tak duża wśród mieszkańców, że szybko skończył się budżet i niestety butelkomat zniknął, ale to pokazuje, że taki pomysł ma potencjał. Do niektórych trafią argumenty ekologiczne, inni potrzebują widzieć w recyklingu bezpośrednią korzyść dla siebie. Zresztą w Niemczech czy w Czechach od lat działa już system, w ramach którego do marketu można przynieść puste butelki PET, a w zamian dostaje się bony zniżkowe na zakupy. I to działa.
Wierzę też w sens działań edukacyjnych. Myślę, że wiele osób nie zgniata plastikowej butelki przed wyrzuceniem do kosza albo nie wrzuca opakowania po maśle do żółtego kontenera, bo brakuje im refleksji nad konsekwencjami tego, co robią. Sporo ludzi gubi się też w tym, jak segregować, bo nigdy nie poświęcili chwili, żeby spokojnie przeczytać naklejki na kontenerach, które informują, co tam włożyć, a czego nie. Otoczeni ze wszystkich stron tworzywami sztucznymi często zapominamy też, że to surowiec, który nie musi „żyć” pięć minut – może mieć też drugie życie. Dlatego cieszą mnie takie inicjatywy jak np. wrocławska fundacja Plastformers, z którą ostatnio miałam okazję się zaprzyjaźnić.
Co takiego robią?
Wzorując się na zagranicznych rozwiązaniach, zbudowali od podstaw urządzenie do recyklingu, które mieści się na biurku. Wystarczy przynieść 80 zakrętek, by samemu zrobić sobie z nich całkiem sporą doniczkę na kwiatki. Trudno o lepszą lekcję recyklingu! Dzięki takiej inicjatywie możemy pokazywać np. dzieciom, że coś, co uważamy za śmieć, może być ponownie wykorzystane, może czemuś jeszcze służyć.
Samo urządzenie jest dopiero prototypem. Podpowiadam teraz twórcom różne rozwiązania, by zwiększyć jego wydajność. Jestem pewna, że wystarczy kilka zmian, by m.in. zmniejszyć liczbę zakrętek potrzebnych do wydrukowania doniczki. Wiem też, że fundacja pracuje teraz nad innymi pomysłami na to, co można by z tych zakrętek tworzyć.
Coraz częściej media informują o różnych rozwiązaniach, które mają nam zastąpić plastik. Czytałam już o naczyniach z kukurydzy, opakowaniach z kombuchy czy folii z melona i arbuza. Jakoś ich jednak nie widać w sklepach…
Naczynia z otrębów pokazuję nawet swoim studentom na zajęciach. Nie jest więc tak, że tego typu produkty są zupełnie niedostępne. Mogę jedynie gdybać, że trudno jest całą ogromną branżę produkującą opakowania czy produkty z tworzyw sztucznych przestawić na nowe rozwiązania. To wymaga czasu. Do tego dochodzą inne kwestie – kosztów, a także sprawdzenia bezpieczeństwa tych nowych technologii. Przez pewien czas popularne było np. dodawanie do termoplastów naturalnych napełniaczy jak różnego rodzaju mączki czy łupiny orzechów, bo to surowce przyjazne środowisku i ulegające biodegradacji. Badania pokazały, że takie produkty szybciej się rozpadają, szybciej pękają wiązania i następuje defragmentacja na malutkie kawałki. Na jednej z konferencji, na której byłam, pewien naukowiec zadał jednak pytanie: „Co z tymi kawałkami, których nie widzimy? To, że są niewidoczne gołym okiem, nie oznacza, że ich nie ma”. Chodziło mu o to, że element w skali mikro może wyrządzić środowisku i nam samym więcej szkód, niż taki, który jest łatwo dostrzegalny i po prostu zalega na składowisku. Takie rozwiązanie wymaga więc pogłębionych badań i analiz, zanim stanie się powszechnie stosowane. I podobnie jest z innymi.
Nie czeka nas więc szybka rewolucja na rynku opakowań i produktów?
Raczej nie. Dlatego zachęcam, by zacząć na razie od zmian w swoich domach. Nawet te najprostsze są ważne dla środowiska. Wybierajmy się więc na zakupy z własną torbą. Pakujmy warzywa, owoce i pieczywo w worki z tkanin. Unikajmy produktów nadmiernie opakowanych w folie. I segregujmy, bo to naprawdę ma znaczenie.
*Dr Paulina Mayer – absolwentka chemii na Uniwersytecie Wrocławskim, stopień doktora zdobyła na Politechnice Wrocławskiej. Jest adiunktem w Zespole Tworzyw Sztucznych w Katedrze Odlewnictwa, Tworzyw Sztucznych i Automatyki na Wydziale Mechanicznym PWr. Zajmuje się badaniami właściwości mechanicznych, powłok polimerowych i kompozytowych oraz przetwórstwem tworzyw sztucznych. O zagadnieniach związanych z recyklingiem opowiada studentom m.in. w ramach zajęć o przetwórstwie odpadów. Na zdjęciu dr Mayer z doniczką wytworzoną z plastikowych zakrętek.
Rozmawiała Lucyna Róg
Warto zajrzeć:
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »