TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.

Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.

 

Czwarta władza na uczelni. Tak powstały radio i telewizja na PWr

Data: 26.11.2014 Kategoria: historia

70 LAT POLITECHNIKI WROCŁAWSKIEJ. Radio i telewizja mają długą historię na naszej uczelni. Tworzyły je setki studentów Politechniki Wrocławskiej i ich kolegów. Dziś wielu z nich pracuje w największych firmach medialnych w całej Polsce. Same redakcje także bardzo zmieniły się przez lata

W piwnicy swojego domu Mirosław Miazga z Katedry Akustyki i Multimediów PWr ma kilkadziesiąt taśm. A na nich godziny nagrań. To studenckie audycje z lat 80., dwudziestominutowe bloki wiadomości akademickich i koncerty nagrywane w auli gmachu głównego... Wśród nich takie rarytasy jak choćby występ wirtuoza gry na gitarze Raviego Shankara, jednego z najsłynniejszych muzyków indyjskich.

IMG_2854.JPG

– Przypadła mi rola tego, który gasił światło w Akademickim Radiu Wrocław, ostatniej studenckiej rozgłośni działającej we Wrocławiu jeszcze w ubiegłym wieku – tłumaczy Miazga. – Po jej likwidacji przez jakiś czas organizowaliśmy tam zajęcia dla studentów, ale gdy otwarto nowe uczelniane studio, dawna siedziba radia straciła rację bytu. Musiałem zająć się tymi wszystkimi taśmami i dokumentami. Część przejęło archiwum, część zabrali dawni radiowcy, a resztę wziąłem do domu, bo przecież nie mogłem tego wyrzucić. Chcę wreszcie zdigitalizować te nagrania, bo to spory kawałek historii. 

IMG_2820.JPG

Na długo przed powstaniem ARW we Wrocławiu przez lata działała inna bardzo popularna rozgłośnia. W akademikach funkcjonowały radiowęzły. Dzięki nim z portierni do pokoi płynęły komunikaty, że do Zenka przyszła w odwiedziny Anka albo, że ktoś zgubił dowód osobisty. Wokół radiowęzłów skupili się przyszli radiowcy. Tak powstały Fosa 64 (w 1964 r.) w akademiku T-8 „Nad Fosą” i studio radiowe Iglica (1968) w T-2 „Telemik”. 

NagraniaW_Iglicy.JPG

W 1972 r. Karol Tusznio i Sławomir Zieliński wystarali się o pozwolenia i pieniądze i w ciągu kilku dni zamienili pomieszczenie radiowęzła w T-8 na studio radiowe. Stanął tam stół mikserski i dwa profesjonalne magnetofony. To były początki Studenckiego Studia Radiowego FOSA 64, które stało się później znane dzięki transmisjom spotkań kabaretowych czy takim gościom, jak np. John Porter.
Akademickie Radio Wrocław było pomysłem Edmunda Radonia, zrealizowanym pod koniec lat 70. Działało w Iglicy i skupiało trzy studia radiowe – poza Iglicą, także FOSĘ 64 i Zgrzyt (które od 1977 r. przez niedługi okres funkcjonowało w akademiku T-17), a później współpracowało także z Akademickim Studiem Radiowym „Nad Odrą” z Akademii Rolniczej.

WycinkiPrasowe_ARW.jpg

Początkowo programy powstawały głównie popołudniami, ale z czasem młodzi radiowcy nadawali już o różnych porach dnia. Mówili o wszystkim, co wiązało się z życiem studenckim – uczelniach, wydarzeniach, problemach i imprezach.
– Kiedy akademiki na Wittigowie zostały połączone linią telefoniczną, rozgłośnia przygotowywała centralny program, którego można tam już było słuchać przez cały dzień – wspomina Mirosław Miazga. – Muzykę zwykle retransmitowaliśmy z Trójki, którą najbardziej ceniliśmy. Zresztą mieliśmy z nią ścisłą współpracę i wielu naszych radiowców jeździło do niej na letnie praktyki.

Dr hab. Krzysztof Opieliński, także z Katedry Akustyki i Multimediów, podkreśla, że młodzi radiowcy – do których sam również wtedy należał – byli aktywni i szybko zaczęli współpracować ze swoimi kolegami z innych miast. – W latach 80. redaktorem naczelnym ARW został Jacek Jędras, który stworzył coroczne edycje Ogólnopolskich Sesji Studenckich Dziennikarzy Radiowych „Muzyka w radiu”.

B_Archiwum_WarsztatyRadiowe_Piotr_Kaczkowski.jpg

Zjeżdżało na nie do Wrocławia około 80 dziennikarzy z 32 ośrodków radia studenckiego z całej Polski. Mieli tu warsztaty z profesjonalnymi dziennikarzami i realizatorami oraz konkurs na audycję muzyczną ocenianą przez jury z Trójki. Z tamtych czasów mamy np. zdjęcie Marka Niedźwieckiego, wówczas już dziennikarza Trójki, który prowadzi audycję w Akademickim Radiu Wrocław.

B_Archiwum80_MarekNiedzwiecki.JPG
legARW1.jpg

Radiowcy, podobnie jak ci profesjonalni, znajdowali się pod „troskliwą” opieką cenzury. Mirosław Miazga przypomina sobie, że w pewnym momencie ARW stworzyła swoją komunikację wizualną – papier firmowy, ulotki i plakat. Na plakacie człowiek owinięty taśmą magnetofonową słucha radia w słuchawkach nałożonych na uszy. – Cenzura za nic nie chciała nam tego puścić. Dopatrzyła się przekazu podprogowego. „Bo jak to tak, że ten słuchacz ma zakneblowane usta?” – usłyszeliśmy. I plakat musieliśmy przerabiać – śmieje się.

B_Archiwum80_rezyserniaEmisyjnaARW.jpg

Protest nie pomógł

W 1986 r. zaczął się remont akademika „Nad Fosą”, a władze uczelni podjęły decyzję o likwidacji mieszczącego się tam studia radiowego. Studenci nie chcieli dać za wygraną. – W ramach protestu przeprowadziliśmy tygodniowy maraton programowy – opowiada dr hab. Opieliński. – W kilkanaście osób przez tydzień prowadziliśmy program 24 godziny na dobę. O naszym sprzeciwie mówiły rozgłośnie studenckie z całej Polski i Trójka. Ale nic nam to już nie pomogło i studio zlikwidowano.

B_LikwidacjaFosy_drzwiDoRezysernii.JPG

Podobny los czekał także Akademickie Radio Wrocław. Gdy zmienił się ustrój, a wraz z nim realia gospodarcze, doprowadziło to do dużych cięć w finansach uczelni. Na Politechnice oznaczało to brak pieniędzy na finansowanie ARW. Rozgłośnia przestała istnieć, ale samo studio dzięki ówczesnemu dyrektorowi Instytutu Telekomunikacji i Akustyki dr. Krzysztofowi Rudno-Rudzińskiemu nadal funkcjonowało. Przejął je właśnie instytut i organizował tam zajęcia z inżynierii dźwięku, a później także wiele innych przedmiotów, które opracował i prowadził dr hab. Opieliński, wówczas młody pracownik instytutu z tytułem magistra. Później w budynku C-5 powstało jednak nowe studio dla studentów, a dla Iglicy oznaczało to likwidację. W jej pomieszczeniach powstały biura administracji akademika.

Spikerka w komorze telefonicznej

Wydawało się, że to koniec studenckiego radia na Politechnice Wrocławskiej, ale kolejne pokolenie studentów chciało mieć swoją rozgłośnię. W 2002 r. zaczęła się o to starać grupa zrzeszona w Studenckiej Sekcji Audio-Engineering Society, na czele której stał Tomasz Nowicki. Poparł ich dr Rudno-Rudziński, wówczas prorektor ds. studenckich i jako opiekunów wyznaczył dr. Krzysztofa Opielińskiego i Mirosława Miazgę.

– Postawiliśmy twardy warunek: albo uczelnia zobowiązuje się finansować radio, jako nową organizację studencką albo szkoda czasu i naszego, i studentów – opowiada dr hab. Opieliński. – Zapewniono nas jednak, że władzom pomysł radia się spodobał.
– Nazwaliśmy się Akademickim Radiem Luz, bo chcieliśmy się wyróżnić – wspomina Mirosław Miazga. – W całym kraju działa około tysiąca rozgłośni, a nazwa każdej zaczyna się od słowa „radio”. „To my będziemy akademicccy w nazwie” – pomyśleliśmy – „będziemy w spisach i na listach na samym początku”. I tak zostało, choć nieraz ta akademickość w nazwie powodowała, że nie byliśmy traktowani poważnie, na zasadzie, że jak coś jest akademickie to pewnie jest nieprofesjonalne.

Pierwszym redaktorem naczelnym Luzu był Wojciech Danilczuk. Rozgłośnia powstała w budynku H-4, a potem przeniosła się do H-2. – Zaczynaliśmy od gołych ścian. Wspólnie ze studentami przeciągaliśmy przewód optyczny, żeby załatwić Internet z Wrocławskiego Centrum Sieciowo-Komputerowego – opowiada dr hab. Opieliński. – Z komputera pod stołem nadawaliśmy program do Internetu, wówczas jeszcze nie na żywo. Od kierownika ówczesnego Zakładu Akustyki profesora Dobruckiego dostaliśmy starą komorę telefoniczną w środku wyłożoną materiałami dźwiękochłonnymi, która wcześniej służyła do testowania słuchu, a my wykorzystywaliśmy ją jako spikerkę.

Słuchajcie i uczcie się fizyki!

Dr hab. Opieliński w swoim gabinecie na komputerze ma dużą prezentację o historii akademickiego radia we Wrocławiu. Na slajdach można zobaczyć m.in. pierwszą luzową legitymację radiową (dla prof. Tadeusza Lutego, ówczesnego rektora uczelni) i usłyszeć popularne nagranie ze słynnym przywitaniem: „Mówi profesor zwyczajny Janusz Pawlikowski z Instytutu Fizyki Politechniki Wrocławskiej. Moi drodzy, słuchajcie Radia Luz, a w międzyczasie uczcie się fizyki”. Czy studenci pilnie uczyli się fizyki, trudno powiedzieć, ale na pewno słuchali Luzu, bo też i kolejne osoby chętnie do niego dołączały. Tym bardziej, że młodzi radiowcy i ich opiekunowie od razu postawili przed sobą ambitne zadanie – zdobycie koncesji na nadawanie w eterze.

– Wiadomo było, że na Wrocław przypadnie tylko jedna. Rywalizowaliśmy o nią z rozgłośnią Uniwersytetu Wrocławskiego, która powstała w studiu przy ul. Pocztowej – wspomina dr hab. Opieliński. – Byliśmy daleko w tyle za nimi, bo kiedy my dopiero zaczynaliśmy, oni mieli już ustaloną ramówkę i nadawali. Ale nie zniechęciliśmy się. Ostatecznie tamta rozgłośnia w ogóle nie wystartowała w konkursie na przyznanie koncesji.

– My natomiast przez cały okres świąteczny w 2003 r. przesiadywaliśmy na uczelni, żeby skompletować wszystkie dokumenty. To był wielki stos papierów, bo chcieliśmy wypaść jak najlepiej – opowiada Mirosław Miazga.
W czerwcu 2004 r. Luz zaczął nadawać 24-godzinny program w Internecie, ale na eter trzeba było jeszcze poczekać, bo Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji długo nie rozstrzygała konkursu.

PICT0034.JPG

Tymczasem radio rozwijało się – nadawało programy, transmitowało koncerty, festiwale i kabarety, a wkrótce zyskało swoją nową siedzibę w budynku C-8, który radiowcy przygotowali pod swoje potrzeby, doglądając remontu i urządzając studio emisyjne i produkcyjne wraz z reżyserniami. Jednym z pierwszych sukcesów Luzu i inicjatyw, które zwróciły uwagę na radio, była 25-godzinna relacja na żywo z 33. świdnickiego Rajdu Elmot. Zorganizował ją Karol Ferenc, autor audycji o sportach motorowych „Odcinek specjalny”, który w 2007 r. za ten program został wyróżniony przez Polski Związek Motorowy i Auto Klub Dziennikarzy Polskich w konkursie „Złote Koło” za popularyzację sportów motorowych w Polsce.

Koncesję Luz dostał w końcu w czerwcu 2006 r. Transmisja testowa ruszyła 19 września, a oficjalna emisja zaczęła się 1 stycznia 2007 r. Towarzyszyło temu wiele imprez promocyjnych – przecięcie czerwonej wstęgi w siedzibie Luzu i cały cykl koncertów „LuzYourMind” we wrocławskich klubach muzycznych. Jeszcze w tym samym roku redakcja mogła się pochwalić kolejnym sukcesem – jej dziennikarka Katarzyna Nieciecka została nominowana do Grand Pressa za swój reportaż „Pełnosprawny student”.

– Tworzenie prawdziwego radia z emisją w eterze przez studentów wolontariuszy to była duża odpowiedzialność – podkreśla dr hab. Opieliński. – Czasem trudno było nad tym zapanować, zwłaszcza, że młodzi zupełnie inaczej patrzyli na wiele spraw niż ja. Gdyby nie Luz, pewnie napisałbym swoją monografię habilitacyjną o parę lat wcześniej, ale nie żałuję tego czasu. Było warto.

Łapią bakcyla i zostają na lata

Dorota Oczak, dziś dziennikarka zajmująca się kulturą we wrocławskim oddziale Gazety Wyborczej, w Radiu Luz spędziła cztery lata. – Przeszłam całą drogę od reportera, przez wydawcę do spikera. Założyłam też dział recenzji literackich i szefowałam redakcji kultury – opowiada. – To było dla mnie miejsce, z którego nie mogłam wyjść. Kończyłam program np. o godz. 15, ale wieczorem jeszcze siedziałam tam z innymi radiowcami i albo planowaliśmy jakieś nowe rzeczy dla radia, albo po prostu spędzaliśmy razem czas. Przez Luz przewinęły się setki studentów. Jedni przychodzili tylko na chwilę i szybko się zniechęcali, inni łapali bakcyla i zostawali na lata. Radio stawało się dla nas niejednokrotnie ważniejsze niż wykład na uczelni – śmieje się.

Dorota nie jest jedynym dziennikarzem z luzową przeszłością pracującym w profesjonalnych mediach. Akademicka rozgłośnia wypuściła ze swoich szeregów także reporterów radiowej Jedynki, Eski, Radia RAM, dziennikarzy Gazety Wrocławskiej czy portalu Wroclaw.pl.

luzaki 013.jpg

– To miejsce, w którym naprawdę można wiele się nauczyć – jak mówić na antenie, prowadzić rozmowę, montować dźwięki, ale także zarządzać zespołem, bo przecież wszyscy studenci pracują tam za darmo – tłumaczy Dorota Oczak. – Najczęściej to osoby, które z radiem łączą studia i jakąś pracę zarobkową. Trzeba umieć ich motywować, by widzieli sens w wolontariacie. Kiedy ma się coraz więcej na głowie i brakuje na wszystko czasu, trzeba sobie przypomnieć np., że praca w takim miejscu procentuje w przyszłości.

IMG_3777.JPG

Od lat rozgłośnię tworzy około setki osób podzielonych na redakcję informacyjną, muzyczną, sportową i kultury, a także dział promocji, techniki, audycji autorskich i spikerów, czyli tych, którzy prowadzą stałe programy między godz. 7 a 17.
– Nie sposób przecenić zaangażowania członków Luzu – podkreśla Monika Maziak, redaktor naczelna radia. – Nadajemy programy na żywo siedem dni w tygodniu, 19 godzin na dobę, także w wakacje i w czasie sesji, kiedy studentom trudno jest znaleźć czas na cokolwiek. Codziennie zapraszamy do studia co najmniej kilku gości, na bieżąco pokazujemy nie tylko to, co dzieje się na naszej uczelni, ale także na innych i czym żyje miasto. Organizujemy konkursy, promujemy dobrą muzykę. To pochłania mnóstwo energii. Dlatego zawsze podkreślam, że siłą Luzu są jego ludzie.

Redakcja stale wychodzi z nowymi inicjatywami. Jej studio plenerowe staje na wielu imprezach kulturalnych – od Slot Art Festivalu w Lubiążu, przez wystawy w BWA, po Wro Sound. Na swojej antenie transmitowało też na żywo słuchowisko z Teatru Współczesnego, a aktualnie retransmituje koncerty wrocławskich zespołów zarejestrowane w różnych miejscach.
– Bardzo mocno osadziliśmy się w kulturze i dziś jesteśmy z nią kojarzeni. Staramy się pokazywać wszystkie interesujące wydarzenia artystyczne, muzyczne, filmowe, itd.. – opowiada Monika Maziak. – Długo pracowaliśmy na to, żeby akademickość przestała powszechnie kojarzyć się z brakiem profesjonalizmu, bo to nas w wielu miejscach blokowało i ograniczało. I udało się nam. Pokazaliśmy, że radio studentów może wyznaczać standardy, być kreatywne i pokazywać to, co ciekawe dla ludzi interesujących się kulturą.

IMG_3800.JPG

Redakcja chciałaby także w jeszcze większym stopniu angażować się w życie miasta. Dziś np. relacjonuje debaty i panele dyskusyjne przygotowywane przez miejskich aktywistów, w przyszłości chce także sama je organizować.
Jedną z inicjatyw Luzu, podjętą wspólnie ze Stykiem, był LiveBox Sessions. To cykl koncertów młodych zespołów relacjonowanych na żywo jednocześnie na antenie radia i youtubowym kanale Styku. Na Politechnice Wrocławskiej wystąpili wtedy m.in. Mama Selita, Neony, Fruhstuck i Janek Samołyk.

W planach Luz ma także wydanie własnej płyty z utworami zespołów cenionych przez członków jego redakcji muzycznej. – To nasze marzenie – mówi Monika Maziak. – Nie z kategorii tych nierealnych, ale jak najbardziej do zrealizowania.

26 lat z telewizją Styk

Dziś posiadanie własnej telewizji jest ambicją niemal każdej dużej uczelni w Polsce. Żaden tekst, ani audycja radiowa nie oddadzą tego, co można pokazać w materiale wideo. Telewizje uczelniane powstały już w kilkunastu miastach Polski, a w niektórych działa nawet więcej niż jedna redakcja.

Pionierami byli studenci Politechniki Wrocławskiej. To oni w 1988 r. stworzyli Studencki Klub Techniki Satelitarnej, zainspirowani jednym z pokazów profesora Daniela Bema. Klub funkcjonował jako koło naukowe, którym opiekowali się dr Ryszard Wojtaszek i dr Andrzej Zygmunt, a jego działalność stworzyła podwaliny dla dzisiejszego Styku.

Marek Kordas, współzałożyciel Tv-Sat, w materiale przygotowanym przez Styk, opowiadał: – Był rok 1988. O ile dobrze pamiętam, byliśmy wtedy studentami czwartego roku elektroniki, gdy powstała inicjatywa stworzenia koła naukowego, które interesowałoby się telewizją satelitarną jako technologią. Niewiele osób wierzyło w powodzenie naszego przedsięwzięcia, i że będzie miało to cokolwiek wspólnego z nauką. Odczuwało się jeszcze postkomunistyczną niemoc i niewiarę w tego typu działania. Dlatego przebicie się z drobnym nawet pomysłem, to było już coś. 

Początki były skromne. Siedzibą koła był jeden, niewielki pokój na parterze akademika T-15, w którym musiało się pomieścić kilkanaście osób i sprzęt, jaki zaczęli kupować jego członkowie.

O zaczątkach prawdziwej telewizji można mówić od 1992 r., gdy studenci wybudowali sieć kablową łączącą wszystkie akademiki na Wittiga. Dzięki temu możliwe było emitowanie programu docierającego do każdego pokoju w domach studenckich. Wystarczył zwykły odbiornik. Program studenckiego kanału tworzyły wówczas głównie filmy, ale z czasem zaczęły się tam pojawiać i materiały dziennikarskie.

– To jeszcze nie były duże rzeczy. Pamiętam np. że w tłusty czwartek przerwaliśmy emisję filmu i zaprosiliśmy do swojego studia studentów, by złożyli innym życzenia na antenie. W zamian dostawali od nas pączki – wspomina Marcin Lewandowski, przez kilkanaście lat prezes telewizji. – Były też różne zabawy i emitowaliśmy ogłoszenia studenckie. Zaczynaliśmy od podstaw. Początkowo brakowało pieniędzy na szkolenia dziennikarskie, więc uczyliśmy się na własnych błędach.

Adam Kutynia, wieloletni redaktor naczelny Styku, do redakcji dołączył około 1997 r. – Pamiętam, że na początku nasza telewizja miała zaledwie jedną kamerę M-40, cztery monitory Funai, dwa magnetowidy i jeden mikser wizyjny. To bardzo mało nawet jak na niewielką telewizję. Gdy szeregi stykowiczów zasilił Maciek Rumiński, który robił sportowe materiały filmowe dla AZS, zapanowała radość, bo od tej pory stykowicze mieli do dyspozycji aż dwie kamery.

Materiały przygotowywane przez studentów przez długi czas nie przechodziły żadnego montażu, bo też i nie mieli na czym ich montować. Nagrywali głównie rozmowy albo krótkie wideo z jakiegoś wydarzenia i tak wypuszczali na antenę. Dziś nawet początkujący youtuberzy mają na swoich komputerach kilka programów do łączenia nagrań w zgrabniejszą całość, ale wówczas sprzęt do zmontowania wideo był tylko marzeniem.

STK czyli Styk

Spełniło się w 1997 r., gdy uczelnia sfinansowała zakup dużej partii sprzętu od upadającej stacji telewizyjnej w Zduńskiej Woli. Styk wzbogacił się wtedy o kolejne trzy magnetowidy, kamerę, dwa monitory, mikser i upragniony komputer montażowy.
– A wszystko to stanęło w naszym niewielkim pomieszczeniu. Na nic nie było miejsca – śmieje się Adam Kutynia. – W jednym pokoju mieliśmy warsztat, emisję, reżyserkę i montażownię.

Około 1998 r. Styk zaczął nadawać „Studencki Express”, program, który był tak naprawdę jednym newsem, składającym się z kilku materiałów. Był montowany liniowo, czyli z magnetowidu na drugi magnetowid. Trwał zwykle około pół godziny i nie ukazywał się regularnie.

Mniej więcej w tym czasie powstała i nazwa „Styk”. Redakcja ogłosiła wówczas konkurs na swoje imię. Wygrała propozycja „Studencka Telewizja Kablowa STYK”. – Do „STK” wystarczyło dołożyć „Y” i stąd ten Styk, a z czasem został już tylko Styk – mówi Lewandowski.

Studio z zapachem jajek

W końcu gnieżdżący się w jednym pokoju studenci przekonali władze uczelni, że potrzebują więcej przestrzeni. Dostali sąsiednie pomieszczenie o podobnej wielkości i urządzili w nim studio. Ponieważ musieli jakoś je wygłuszyć, a nie mieli pieniędzy, by zrobić to bardziej profesjonalnie, użyli gąbek ze starych łóżek wymienianych w akademiku T-17 i papierowych wytłaczanek po jajkach. Metoda była dobra, ale na dłuższą metę raczej uciążliwa. Okazało się, że gdy tylko w studiu, pod wpływem lamp, robiło się ciut cieplej, od razu wyczuwalny stawał się zapach jajek. I nie był to przyjemny aromat. W końcu trzeba więc było zainwestować w lepsze rozwiązania.

– Nie potrafię przypomnieć sobie konkretnej daty, ale w pewnym momencie, postanowiliśmy, że „Studencki Express”, który z czasem przemianowaliśmy na „Wiadomości Studenckie”, stanie się naszym flagowym programem i będzie się ukazywał regularnie – opowiada Adam Kutynia. – Jestem dumny z tego, że mimo wielu trudnych momentów, dotrzymaliśmy słowa. Przez około 10 lat nasz program informacyjny ukazywał się przez cały rok akademicki, poza świętami i sesją. Zawsze w czwartki o godz. 22 i zawsze miał minimum cztery newsy o wydarzeniach na Politechnice Wrocławskiej i innych uczelniach, i o tym, czym żyli aktualnie studenci.

„Wiadomości Studenckie” najpierw nagrywane były w studiu i o godz. 22 odtwarzane widzom. Z czasem jednak, podobnie jak w profesjonalnych mediach, prezenter zaczął zapowiadać newsy na żywo. Zadanie było o tyle trudne, że musiał radzić sobie bez promptera. To urządzenie, na którym przed oczami prezentującego, ale za kamerą, przesuwają się linijki tekstu, dzięki czemu widz odnosi wrażenie, że prezenter mówi wszystko z pamięci. Stykowi dziennikarze długo wspomagali się jedynie plikiem kartek i musieli na tyle naczytać sobie wcześniej tekst, by możliwie rzadko na nie zerkać.

Przy czterech materiałach do zapowiedzenia, tekstu można się było po prostu nauczyć na pamięć, ale przy 20 – bo z czasem do takich rozmiarów rozrosły się „Wiadomości Studenckie” – było to już niemożliwe. Oczywiście powodowało to szereg wpadek, które stykowicze z lubością zapisywali na tablicy powieszonej w korytarzu, by potem przez długie lata wypominać je sobie w żartach.

W międzyczasie siedziba Styku rozrosła się do trzech pokoi i niewielkiego magazynu, a nawet udało się odgrodzić prowadzący do nich korytarz od reszty budynku akademika drzwiami, dzięki czemu redakcja stała się osobnym systemem pomieszczeń.

 



Gdy „Wiadomości Studenckie” zdominowały materiały o sportowych rozgrywkach studentów, redakcja postanowiła utworzyć dla nich osobny program. Tak powstał SMS, czyli „Studencki Magazyn Sportowy”. Przez lata był to jeden z nielicznych programów telewizyjnych relacjonujących nie tylko ligi uczelniane, ale także mniej znane dyscypliny uprawiane we Wrocławiu, jak korfball czy lacrosse.

Studenci tworzyli także programy publicystyczne, kulinarne i kulturalne – najczęściej przez jeden czy dwa semestry.
Poza akademikami stykowe materiały można było oglądać w Internecie (i tak jest do dziś), a przez dwa lata były również emitowane na antenie regionalnej telewizji TeDe, dzięki czemu trafiały nie tylko do studentów.

Już nie studencka, a uczelniana

Prawdziwą rewolucją dla Styku było przenosiny do nowej siedziby – dawnego budynku przychodni na Wittigowie, który przeszedł gruntowny remont. Redakcja ma tam dziś warunki do pracy porównywalne do tych, jakimi dysponują duże lokalne telewizje. W Styk Tower – bo tak studenci ochrzcili swój budynek, na długo zanim w nim zagościli – mogą korzystać ze studia telewizyjnego o powierzchni ponad 80 mkw., dużej reżyserki, czterech montaży, pomieszczenia do nagrywania tekstów lektorskich, pomieszczeń dla redaktorów, salki do szkoleń i dużego zaplecza technicznego. Pojawił się także nowy sprzętu, dzięki współpracy Styku z Wrocławskim Centrum Sieciowo-Superkomputerowym w ramach projektu Platon, dofinansowanego przez Unię Europejską. Jeszcze więcej kamer, mikrofonów i rejestratorów najnowszej generacji kupiła sama uczelnia. 

telewizja_styk_maj.jpg

Dziś Styk nie jest już tylko telewizją studencką, a uczelnianą. Z agendy kultury stał się częścią struktur Politechniki Wrocławskiej, a konkretnie Działu Informacji i Komunikacji –podobnie jak Akademickie Radio Luz i Pryzmat. Kierują nim zatrudnione przez Politechnikę Wrocławską osoby, które przez wiele lat pracowały w TVP Wrocław – Edyta Brzozowska i Andrzej Gier.

Dużo pozmieniało się w pracy redakcji. Teraz Styk nie przygotowuje już materiałów, by wyemitować je raz w tygodniu w serwisie, ale publikuje je na bieżąco w swoim kanale na Youtube. Znajdziemy tam programy „Sprawa dla Rektora” czy cykle nagrań wykładów z fizyki i matematyki. Naukowe felietony stykowiczów emitowały natomiast Polsat w programie pt. „Copernicus” i TVP Info w programie „Glob”. 

18.03.2014styk_news.jpg
Stykowa ekipa towarzyszy reprezentacji Polski na Międzynarodowych Mistrzostwach w Grach Matematycznych i Logicznych w Paryżu i relacjonuje targi CeBIT w Hanowerze.

styk_paryz_mstrzostwa.jpg

Styk chce także integrować polskie telewizje uczelniane. Stąd organizacja konkursu na najlepszą z nich – Styk Kamera Festiwal. W maju 2015 odbędzie się trzecia edycja tego przedsięwzięcia. Styk współorganizuje również Dzień Mediów na Politechnice Wrocławskiej.
Studenci ze Styku uczestniczą w wielkich realizacjach telewizyjnych, np. w Mistrzostwach Świata w Siatkówce w Polsacie, transmisjach koncertów sylwestrowych na wrocławskim Rynku czy transmisjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dla TVP 2. 

07.02_livebox_825.JPG

– Marzymy o własnym, wielokamerowym wozie transmisyjnym, najlepiej w technologii 4K. Wierzę, że będziemy go mieć – mówi Edyta Brzozowska, redaktor naczelna telewizji PWr.

Lekcje dziennikarskiego warsztatu na Politechnice

Styk skupiał i skupia studentów z niemal każdej wrocławskiej uczelni. Pierwsze kroki stawiali tu dźwiękowcy, montażyści i operatorzy kamer, którzy dziś pracują dla największych firm medialnych i reklamowych jak ATM czy TVN. Wielu z dawnych stykowiczów działa też w mediach regionalnych i ogólnopolskich – od TVN, Polsatu i TVP, po Gazetę Wyborczą i największe portale internetowe. To w Styku doświadczyli swoich pierwszych nagrań offów, rozmów ze znanymi postaciami i tzw. stand-upów, czyli puentujących komentarzy wypowiadanych przed kamerą.

– Nigdy nie zapomnę pierwszego newsa, który przygotowałam dla Styku. Tych emocji, obaw, a potem wielkiej radości – opowiada Magdalena Szott, przez kilka lat reporterka TVN 24, dziś menadżer ds. komunikacji i promocji Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. – Robiłam relację z warsztatów fotograficznych fotoreportera Wojtka Grzędzińskiego na Politechnice Wrocławskiej. Kilka lat później pracowaliśmy ramię w ramię podczas wizyty prezydenta RP na Dolnym Śląsku, tyle że ja z mikrofonem w ręce, a on z aparatem. Dziś mam ogromny sentyment do tamtego newsa. Zwłaszcza, że został dobrze przyjęty na kolegium redakcyjnym. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że dziennikarstwo telewizyjne zaważy na moim życiu zawodowym, a wiedza zdobyta w Styku pozwoli mi rozwijać karierę w ogólnopolskiej stacji telewizyjnej, a potem w branży PR. To była wyjątkowa lekcja warsztatu i niezapomniana przygoda, którą bardzo polecam studentom.

Edyta Drzymała, obecnie dziennikarka TVL Lubin, a przed laty reporterka najpierw „Wiadomości Studenckich”, a potem „Studenckiego Magazynu Sportowego” podkreśla, że to w Styku dowiedziała się, czym jest lead, a czym off i dzięki politechnicznej telewizji nie bała się stanąć przed kamerą podczas rozmowy kwalifikacyjnej w obecnej redakcji. – Moja przygoda z nim nie była może długa, ale doświadczenie, jakie tam zdobyłam, procentuje do dziś. Surowa szefowa w każdy poniedziałek na kolegium bardzo wnikliwie analizowała moje newsy i często wskazywała mi błędy. Ale dzięki temu moi późniejsi przełożeni nigdy nie musieli już tego robić – opowiada. – Poza tym Styk będzie mi się zawsze kojarzył z niesamowitą atmosferą, zapałem, doskonałą zabawą i ludźmi, których nigdy nie zapomnę.
Lucyna Róg

Politechnika Wrocławska © 2024

Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »

Akceptuję