TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.

Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.

 

Jak Hugo Steinhaus trafił do Wrocławia

Data: 07.01.2014 Kategoria: historia

Nazwisko Hugona Steinhausa tak bardzo zrosło się z powojenną historią wrocławskiej nauki, że dziś trudno już uwierzyć, że mogłoby być inaczej. Tymczasem w 1945 roku wcale nie było to takie pewne.

O duszę i nazwisko słynnego matematyka, współtwórcy lwowskiej szkoły matematycznej, walczyły także Kraków, Łódź i Lublin. I Wrocław wcale nie miał najsilniejszych kart.

0DVRXPBwBfwctBkRo,03_01_hugos_glowne.jpg

Zostaniesz profesorem we Wrocławiu

Tym, który przepowiedział Steinhausowi Wrocław, był Benedykt Fuliński, zoolog z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Był lipiec 1941 roku, Rosjan we Lwowie zastąpili Niemcy, dla ludzi pochodzenia żydowskiego miasto było miejscem coraz bardziej niebezpiecznym. W nocy z 3 na 4 lipca na Wzgórzach Wuleckich zamordowano profesorów z uniwersytetu i politechniki. Następnego dnia Steinhausowie opuścili swój dom przy ul. Kadeckiej. Tułali się po krewnych i znajomych, mieszkali też przez jakiś czas w willi profesora Fulińskiego (zmarł rok później we Lwowie). To od niego Steinhaus któregoś dnia usłyszał: - Zostaniesz profesorem we Wrocławiu.

To była jedna z wielu przepowiedni Fulińskiego. Czasem trafnych, jak te, że Niemcy nie zdołają dotrzeć do Kaukazu, albo że Amerykanie przystąpią w końcu do wojny w Europie. Często fałszywych, jak ta o powstaniu po wojnie Chersonii, zależnego od Polski kraju za Dniestrem, w którym zamieszkają Żydzi. „Wrocławską” przepowiednię w 1941 roku raczej trudno było traktować poważnie. 

We Wrocławiu Steinhaus był wcześniej tylko przejazdem, jadąc w 1906 roku na studia w Getyndze, najważniejszym wówczas europejskim ośrodku matematycznym.

03.01_steinhausstary.jpg1.

Podobno cały UJK ma iść do Wrocławia

Wojnę przeżył ukrywając się w Stróżach pod Jasłem jako Grzegorz Krochmalny. Informacje, które dochodziły do galicyjskiej wioski pod koniec wojny, były sprzeczne. Te optymistyczne głosiły, że Lwów pozostanie w granicach Polski, a władzę w kraju obejmie rząd londyński. Ale Steinhaus nie miał złudzeń, że terenów, które Stalin już zajął, nikt nie odważy mu się odebrać. W połowie lutego 1945 r. gazety potwierdziły najgorsze: wschodnia granica będzie przebiegać wzdłuż tzw. linii Curzona, a więc Lwów i Wilno znajdą się poza Polską.

Wydawane po polsku gazety, firmowane przez rząd osadzony przez Armię Czerwoną w Lublinie, przypominają wilka przebranego za babcię w bajce o Czerwonym Kapturku, pisał Steinhaus. Pełno w nich słów o demokracji, wolności, powrocie na prastare ziemie piastowskie i Nowej Epoce, ale nie ma nic ani o komunizmie, bezbożnictwie, wywózkach na Sybir, ani NKWD. O Katyniu, owszem, pisze się, ale że to „niemiecka prowokacja”. „Kto by nie znał wilka, myślałby, że to babcia” - dodał. Komunistyczny rząd nie cieszył się ani zaufaniem, ani szacunkiem ludzi. „Półinteligenci, kilku doktrynerów, kilku oportunistów” gotowych zrobić wszystko, co każe im Stalin – ocenił Steinhaus. Rozważał nawet wyjazd z Polski.

03.01_porttret.jpg2.

Trzeciego kwietnia 1945 roku po spotkaniu z księdzem Aleksym Klawkiem, przed wojną profesorem na Uniwersytecie Jana Kazimierza (był dziekanem Wydziału Teologicznego i prorektorem), Steinhaus zanotował: „Podobno cały UJK ma iść do Wrocławia”. Kilkanaście dni później dowiedział się, że nad lwowskimi profesorami opiekę sprawuje profesor Stanisław Kulczyński, przed wojną rektor UJK, który będzie organizował wyższą uczelnię we Wrocławiu. Na razie rejestruje tych, co przeżyli.

Katedra na UJ

Do Stróży docierały jednak informacje i pogłoski odbierające wiarę w przyszłość. O podstępnym aresztowaniu i postawieniu w Moskwie przed sądem szesnastu przywódców państwa podziemnego (wśród nich Leopolda Okulickiego – Niedźwiadka, ostatniego komendanta AK), o rosnącej liczbie grabieży dokonywanych przez Rosjan, którzy traktują ziemie przyznane w Jałcie Polsce jako wojenny łup, o naciskach, żeby jak najwięcej ludzi wstępowało do partii komunistycznej. 

Zwykli ludzie próbowali znaleźć dla siebie miejsce w nowej rzeczywistość. Także Steinhaus powoli zaczynał pracować. Napisał notę do wznowionych w Krakowie przez Wacława Sierpińskiego „Fundamenta Mathematicae”, rozpoczął kolejną rozprawę (o taryfie kwadratowej), kiedy pojawiła się propozycja objęcia katedry matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z listu Sierpińskiego zrozumiał, że gdy tylko przyjmie ofertę UJ, zostanie także członkiem prestiżowej Polskiej Akademii Umiejętności, więc perspektywa była podwójnie kusząca. 

03.01_HugoS_7570.jpg3.

Do Krakowa przekonywał Steinhausa także inny matematyk, profesor Bronisław Knaster (przed wojną na Uniwersytecie Warszawskim), zrozpaczony po niedawnej śmierci żony, aktorki Marii Morskiej. Szukał już nawet dla siebie oraz Stefanii i Hugona Steinhausów mieszkania w Krakowie. Ale Steinhaus nie spieszył się. Spokój, który oferowała wieś, zniechęcał do powrotu, zwłaszcza że rodzinny dom w Jaśle po niemieckich bombardowaniach przestał istnieć, a do Lwowa powrotu nie było. Zachwycał się cudownym parkiem i wolnością od uczelnianych kłopotów: władz, posiedzeń, wieców. „…czy może być coś lepszego?” – napisał i to było pytanie, które jego zdaniem nie wymagało odpowiedzi.

Uniwersytet Wrocławski to blaga rządu i prasy

Planowana we Wrocławiu uczelnia potrzebowała polskich uczonych. Stanisław Kulczyński kusił. Wiedział, co w zniszczonej Polsce jest towarem najbardziej pożądanym. Na terenach, z których wysiedlano Niemców, nawet w zniszczonym Wrocławiu było sporo opuszczonych i dobrze wyposażonych mieszkań. „Stefa ma ochotę jechać do Wrocławia, żeby zdobyć mieszkanie” – zanotował Steinhaus 22 czerwca 1945 roku. Jednak tydzień później napisał: „Przed Wrocławiem ostrzegają: miny, pełno trupów, okoliczne wsie zniszczone, żyje się konserwami”. 

Z Kulczyńskim spotkał się także Bronisław Knaster, ale też nie był przekonany do wyjazdu na ziemie zachodnie. Informacje z Wrocławia były coraz mniej zachęcające. „Uniwersytet to blaga rządu i prasy, na razie jest tam 250 000 Niemców” – zanotował Steinhaus. Jeszcze bardziej niepokojące były pogłoski, że Wrocław wcale nie zostanie przy Polsce, bo ostatecznie granica będzie tylko na Odrze, a nie na Nysie. Niemcy na Śląsku już dogadują się z Sowietami za pomocą wódki, pisał matematyk. Przyjazd z Londynu i wejście do tzw. Rządu Jedności Narodowej Stanisława Mikołajczyka, wcześniej premiera rządu emigracyjnego, niewiele zmienił. 

03.01_HugoS_7573.JPG4.

21 lipca Steinhaus otrzymał list z oficjalną już propozycją profesorów Stanisława Kulczyńskiego i Stanisława Lorii (przed wojną fizyk na UJK), organizujących uczelnię we Wrocławiu, by to on stworzył i pokierował wydziałem matematyczno-przyrodniczym przyszłego uniwersytetu. Uderzyli w strunę patriotyczną: od zaangażowania Polaków i sukcesów organizacyjnych tego, co stworzą, zależy przynależność Wrocławia do Polski. „Dziś odpisałem, że przyjmuję” – zanotował Steinhaus 22 lipca. Dwa tygodnie później jednak dodał: „Knaster odradza mi <<szukać guza>> we Wrocławiu”. O przyszłym uniwersytecie, poza głupstwami wypisywanymi przez prasę, dalej nic nie wiadomo, pisał.

Wstawił mnie w sytuację idiotyczną

Tymczasem Knaster znalazł wreszcie mieszkanie w Krakowie. „…ładne, ale bez mebli” – poinformowała męża Stefania Steinhausowa, która zobaczyła je jako pierwsza. Naprawdę było doskonałe, uznał Hugo, który przyjechał do Krakowa pod koniec sierpnia. Był gaz, sprawne kaloryfery, luksusowa łazienka.

Po latach spędzonych na wsi, Kraków przeraził Steinhausa ruchem, zgiełkiem i brudem. „Prócz tego Knaster zostawił w mieszkaniu nastrój neurastenicznej obawy przed pogromami i <<dżunglą>>” – napisał. Pogromy były zagrożeniem realnym, zwłaszcza, że znów zaczęły krążyć po Polsce plotki o mordach rytualnych dokonywanych przez Żydów, a co gorsza, tzw. dobrze poinformowani mówili, że każdy Żyd wracający z obozu wiezie 10 tysięcy dolarów. To brzmiało jak zaproszenie do mordu.

Mimo to Steinhaus uznał, że meldując go w krakowskim magistracie jako katolika, Knaster przesadził. Problemem nie był urząd, gdzie wystarczyło rzecz całą sprostować, ale środowisko naukowe, z matematykami i Wacławem Sierpińskim na czele. „Ponieważ było to przed wyborami do PAU, więc wstawił mnie teraz w sytuację idiotyczną” – pisał Steinhaus. Pokłócili się. 

03.01_HugoS_7588.JPG5.

Steinhaus czuł się związany przyrzeczeniem danym Kulczyńskiemu. Mimo wciąż niepewnych sygnałów płynących z Wrocławia odmówił profesorowi Tadeuszowi Kotarbińskiemu, rektorowi Uniwersytetu Łódzkiego, który przyjechał specjalnie do Krakowa, żeby zaproponować mu objęcie w Łodzi katedry matematyki. Nie przyjął także katedry na uniwersytecie w Lublinie, gdzie już go nawet powołano, tyle, że bez wcześniejszego uzgodnienia. Ale i Kraków nie rezygnował z kolejnych prób zdobycia matematyka.

A byli tam już inni lwowiacy: Marceli Stark i Otto Nikodym, czekano na Stefana Banacha (dopiero w sierpniu nadeszła wiadomość o jego śmierci). Był także, wspominał Steinhaus, „Tygodnik Powszechny”, wydawany pod parasolem metropolity krakowskiego Adama Sapiehy, doskonale redagowany i cieszący się wielką popularnością. Mogło się wydawać, że Kraków ma szansę być jedynym w Polsce miejscem, gdzie „humorystyczna” peerelowska demokracja nie będzie miała całkowitego dostępu. „PPR i rząd rozumie demokrację w ten sposób, że jest instancja, która rozstrzyga, kto jest demokratą” – napisał Steinhaus.

Największa kupa dziadów na największej kupie cegieł

Do Wrocławia pojechał pierwszy raz dopiero pod koniec września 1945 roku. Zabrał się z „wycieczką” uczonych z Politechniki Lwowskiej, którzy jechali oglądać budynki szykowanej dla nich Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Na miejscu Kulczyński potwierdził: Steinhaus miałby we Wrocławiu zorganizować wydział matematyczno-przyrodniczy uniwersytetu. 

03.01_HugoS_7587.JPG6.

Wrocław zrobił na matematyku wrażenie przygnębiające. Był zniszczony i wyrabowany przez szabrowników: państwowych i prywatnych. Stare miasto zburzone, śródmieście zrównane z ziemią pod lotnisko, w jako takim stanie ostały się tylko przedmieścia. Kilkanaście tysięcy Polaków rządzi („kolonialnie”, bez użycia siły) dwustu tysiącami Niemców. Ci są uprzedzająco uprzejmi i usłużni, choć nikt ich nie bije, ani się nad nimi nie znęca. Nawet ci, którzy mieliby do tego dość powodów, bo okupację spędzili w Breslau. Jak choćby pamiętany dobrze ze Lwowa świetny matematyk Edward Szpilrajn (po wojnie zmienił nazwisko na Marczewski), który jako robotnik przymusowy plantował teren pod lotnisko. W dodatku niemiecki duch wygląda z każdej kamienicy i mieszkania, gdzie „…szabrownicy zdarli obicia, ale zostawili genius loci” – pisał Steinhaus.

Bywały noce, że we Wrocławiu ginęło po kilkunastu ludzi, a w dzień centrum zamieniało się w wielki, ciągnący się od mostu Grunwaldzkiego po Rynek jarmark („szaber plac”) ze wszystkim. Obok siebie wykładali z plecaków swój towar: kanciarze, złodzieje, szabrownicy, Żydzi-wszystkoroby, paniusie-spekulantki, Niemki w spodniach, sowieccy i polscy maruderzy. Mówią jakimś mieszanym językiem, który wszyscy rozumieją, ale tylko w tym jednym miejscu na świecie. „…największa kupa dziadów na największej kupie cegieł i rumowiska w Europie” – pisał Steinhaus.

Wszystko rozbija się o mieszkania

Steinhaus miał jednak nadzieję, że mimo wszystko jakoś to będzie. Z Kulczyńskim i Lorią ustalili, że nowa uczelnia będzie nazywać się Śląska Szkoła Główna z podtytułem: Uniwersytet i Politechnika we Wrocławiu, a wydział matematyczno-fizyczno-chemiczny utworzą: Steinhaus, Marczewski, Stanisław Mazur, Władysław Ślebodziński, Władysław Orlicz i Antoni Zygmund. „W praktyce wszystko rozbija się o mieszkania” – napisał Steinhaus. Przy okazji dowiedział się, że krąży o nim plotka, jakoby za Sowietów był we Lwowie komunistą, potem zmienił nazwisko na Zamojski czy Załuski, i udaje Polaka. Nie wiadomo było, co najpierw prostować.

Ostatecznie ani Orlicz, ani Mazur do Wrocławia nie przyjechali. Pierwszy wybrał Poznań, drugi Warszawę, a Zygmund w ogóle nie wrócił po wojnie do Polski. Na Wrocław zdecydował się za to Knaster, choć był wabiony także przez Warszawę, Toruń i Lublin. 

03.01_HugoS_7628.jpg7.

Po powrocie do Krakowa (do Wrocławia szukać domu pojechała Stefania) Steinhaus dostał list od Williama Fellera. Poznany przed wojną w Getyndze matematyk (absolwent Uniwersytetu w Zagrzebiu) pisał, że razem z Markiem Kacem, z którym pracują na Uniwersytecie Cornella w Ithaca, już Steinhausa opłakali. Mieli tak „pewne” wiadomości o jego śmierci, że Feller umieścił nawet na jednej z szykowanych do publikacji prac żałobną dedykację. Musiał ją szybko z książki wycofać.

03.01_HugoS_7635.JPG8.

Półtora studenta

Hugo Steinhaus ostatecznie wyruszył z Krakowa do Wrocławia 14 listopada. Nie mógł dłużej odkładać wyjazdu. Knaster ostrzegał, że jeśli natychmiast nie przyjedzie, straci willę, którą „wychodziła” Stefa.

W willowej dzielnicy Bischofswald (Biskupin) było jeszcze sporo pustych domów, co prawda bez szyb i z pozrywanymi rynnami, ale z niezniszczonymi dachami, które można było za kilkanaście tysięcy wyremontować. Ale na początek matematyk zamieszkał w dwóch pokojach jednej z uniwersyteckich klinik, bo wybrany przez żonę dom przy Feenweg (dziś ul. Aleksandra Orłowskiego) 15 trzeba było najpierw „odbić” z rąk administracji wojskowej. Steinhausowie wprowadzili się do poniemieckiej willi dopiero w lipcu 1946 roku. Zajęli piętro, na parterze zamieszkał Bronisław Knaster.

„Wrocław zaczyna być miastem. Co się dało skraść, skradziono. <<Bezpieka>>, złodzieje, Niemcy w białych opaskach i Śląska Szkoła Główna na tym tle” – tak 18 listopada 1945 roku napisał Hugo Steinhaus o mieście, które miało odtąd być jego miastem.
Pierwszy wykład we Wrocławiu wygłosił 19 listopada 1945 roku. Studentów matematyki było… półtora, bo drugi bardzo chciał studiować, ale nie miał dokumentów.
Mariusz Urbanek
---------------
Cytaty pochodzą z Wspomnień i zapisków Hugona Steinhausa, Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2002

Na zdjęciach:

1. Lwów 1929. Od lewej siedzą: Hugo Steinhaus, Ernest Zermelo, Stefan Mazurkiewicz. Stoją: Kazimierz Kuratowski, Bronisław Knaster, Stefan Banach, Włodzimierz Stożek, Eustachy Żyliński i Stanisław Ruziewicz. Źródło: Roman Duda, "Lwowska szkoła matematyczna", Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.

2. Źródło: Roman Duda, "Lwowska szkoła matematyczna", Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.

3. Tablica pamiątkowa na budynku Instytutu Matematyki i Informatyki Politechniki Wrocławskiej przy ul. Janiszewskiego 14a (bud. C-11), fot. Krzysztof Mazur.

4-5. Steinhaus ma we Wrocławiu popiersie w ratuszowej Galerii Sławnych Wrocławian, ulicę, tablicę pamiątkową, patronuje gimnazjum. Dał też nazwę kawiarni-restauracji przy ul. Włodkowica. Otworzył ją fizyk dr Aleksander Gleichgewicht, który jako piętnastolatek ułożył zadanie, z którym Steinhaus nie umiał sobie poradzić. W związku z czym zaprosił autora zadania na kolację. - Byłem bardzo rozemocjonowany. Steinhaus mówił do mnie "pan" i przeprosił, że kolacja będzie "nudna, ale on zawsze taką jada": parówki w pomidorach i piwo. Wypiłem, nie śmiałem odmówić – opowiadał dla Gazety Wyborczej Wrocław Gleichgewicht. 

6. Hugo Steinhaus słynął z poczucia humoru i umiejętności posługiwania się słowem. Aforyzmy, kalambury, dowcipy wybitnego matematyka można przeczytać m.in. na tablicy w restauracji, której dał imię.
7. We Wrocławiu genialny matematyk zamieszkał na Biskupinie przy ul. Orłowskiego.

8. Hugo Steinhaus pochowany jest na cmentarzu Św. Rodziny przy ul. Smętnej.

 

Politechnika Wrocławska © 2024

Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »

Akceptuję