TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.

Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.

 

Jak studenci radzą sobie w czasie pandemii? Rozmowa z psychologami

Data: 03.08.2020 Kategoria: aktualności ogólne, życie uczelni

- W trudnych, pandemicznych czasach trzeba nam czułości i wzajemnej troski – mówi psychoterapeuta Michał Rożko z poradni psychologicznej PWr, który stara się wspierać studentów zgłaszających się po pomoc.

Pandemia spowodowała zastój i kryzys

Pracujecie państwo w poradni psychologicznej PWr i udzielacie wsparcia studentom. Czy w trakcie pandemii zgłaszających się było więcej?

coronavirus-5184794_1280.jpg

Małgorzata Bednarska, psycholog: – Początkowo nastąpił zastój. Dopiero później studenci zaczęli dzwonić. Gdy dowiadywali się, że porada to rozmowa telefoniczna, wstrzymywali się. Woleli poczekać, aż będzie można przyjść. Z czasem ta potrzeba kontaktu narastała. Nie odnotowałam jednak wzmożonego zainteresowania.

Michał Rożko, psychoterapeuta: – Po około dwóch miesiącach zaczęły się zgłoszenia. W porównaniu do takiego samego okresu rok wcześniej, można powiedzieć, że było ich mniej.

Z czym studenci mieli największy problem? Czy to byli stali pacjenci?

MR. Studentów zgłaszało się mniej. Głównie byli to nowi pacjenci, ale w dużym kryzysie, bardziej potrzebujący.

Kryzys, potrzeba kontaktu, z czego wynikały? Mówimy o grupie młodych ludzi, spoza grupy ryzyka.

MR. Pandemia uwypukliła i spotęgowała dolegliwości u ludzi, którzy byli w kryzysie. Izolacja bardzo wpłynęła na ich samopoczucie. Zgłaszały się osoby, które potrzebowały interwencji kryzysowej. Nie szukały dłuższej terapii, a jedynie potrzebowały incydentalnego wsparcia.

MB. Najczęściej to się zamykało w 2-3 spotkaniach. Mamy tak wielu pacjentów, że staramy się pomagać doraźnie, ale większej liczbie osób.

Samotni i pogubieni w pandemii

Co pandemia uwypukliła, nasiliła?

MR. U pacjentów, którzy na co dzień mieli problemy z bliskimi relacjami, pandemia jeszcze bardziej to utrudniła albo wręcz uniemożliwiła. Byli jeszcze bardziej samotni.

Rozumiem, że ci którzy dobrze radzą sobie społecznie, w trakcie pandemii lepiej się odnaleźli?

MR. Ci do nas nie dzwonili, więc nic o nich nie wiemy. Natomiast u tych, którzy mieli kłopoty z otwartością w relacjach czy studentach z depresją, obserwowałem, że im większa izolacja, tym większe problemy z radzeniem sobie z samym sobą.

MB. Inna grupa pacjentów, dla których izolacja była trudna, to studenci, którzy byli zmuszeni wrócić do domu. Dużo osób wybiera studia w odległym mieście, aby być daleko od domu. Jeżdżą do rodziny raz na pół roku albo rzadziej. To pokazuje, jakie mają relacje z rodzicami. Tymczasem pandemia zmusiła ich, aby z dnia na dzień wrócili do rodziny. Do domu, w którym musieli spędzić 3-4 miesiące bez przygotowania. Całe ich życie było tutaj. We Wrocławiu, ale nie mieli wyboru, bo akademiki zostały zamknięte. Musieli wracać. Jeśli ktoś miał stancję, był w lepszej sytuacji. Niektórzy z moich pacjentów siedzieli w pokoju i płakali do telefonu. Tymczasem rodzina nie wiedziała nawet, jak oni wszystko przeżywają i źle się czują. Trudno było stać się nagle synkiem czy małą córeczką. Dodatkową trudnością była dla nich zdalna praca rodziców, którzy też pozostawali w domu czy rodzeństwo z lekcjami on-line tuż obok.

MR. Mam taką grupę pacjentów, którzy boją się, że są dla innych bardzo trudni w kontakcie. Boją się odrzucenia. Odizolowanie było dla nich dużym kłopotem. Tylko potwierdzało to ich obawy na swój temat. Pamiętam dwie takie osoby w bardzo dużym kryzysie. Po rozmowie z terapeutą uświadomili sobie, że wszyscy jesteśmy odizolowani i doświadczamy tego, co oni.

Część studentów pogubiła się w pandemii. Nie odnaleźli się w nowej sytuacji?

MB. Wszyscy jesteśmy pogubieni. Mamy dwie grupy osób, które najgorzej zniosły tę pandemię. Jedna to ci, którzy mają problemy z socjalizacją, funkcjonowaniem w grupie. Druga to osoby, które trafiły z dnia na dzień do domów rodzinnych, które opuściły i nie zamierzały tam wracać.

Jak im pomóc?

mask-5008653_1280.jpg

MR. Takiej samotnej osobie można umożliwić zobaczenie jej sytuacji z innej perspektywy. To pozwala spojrzeć na problemy pod innym kątem i w efekcie przynosi wielką ulgę. Zwłaszcza w takich sytuacjach domowych, gdy ludzie są ze sobą cały czas, tworzą się napięcia. Interwencja kryzysowa pomaga uświadomić sobie pewne uczucia i znaleźć sposób, jak sobie poradzić.

Studenci w domach, które dawno temu opuścili, znaleźli się w trudniejszej sytuacji?

MB. To faktycznie trudne, bo ani rodzina nie zmieni swoich przyzwyczajeń, ani student. Dlatego pomaganie im polega na zachęceniu do nawiązania relacji z bliskimi. Warto spróbować pewne rzeczy ustalić. Czasami pozostaje wizyta u lekarza i leki uspokajające. Często naszą rolą jest uświadomienie im, że jest taka możliwość. Dużym problemem były też dla nich zajęcia on-line. Dla jednych to była trudność na poziomie technicznym, dla innych stresująca była obecność na forum. Na uczelnię można przyjść i nie odezwać się słowem. Na zajęcia on-line trzeba się zalogować, odezwać, choćby po to, aby potwierdzić swoją obecność.

MR. Izolacja pokazuje jeszcze inne kłopoty. Lepszy jest bezpośredni kontakt w gabinecie z pacjentem. Jednak w pandemii, gdy ryzyko zarażenia śmiertelną chorobą jest duże, to warunki do pracy z pacjentem się zmieniają i są mniej komfortowe. Dlatego pozostaje bezpieczny kontakt zdalny, który jednak jest nienaturalny w terapii. Pierwszy raz mamy taką sytuację, że prowadzimy terapię przez telefon czy on-line. Wszyscy mamy traumę i żyjemy w nowych warunkach, a terapeuta i pacjent płyną – w pewnym sensie – jedną łodzią.

Jedni się boją, drudzy ignoują zagrożenie

Na czym polega ta trauma?

MR. Zostaliśmy odizolowani. Znaleźliśmy się w nowej, niekomfortowej sytuacji. Ograniczyliśmy kontakty w obawie o zdrowie czy życie swoje i bliskich, a to wpływa na codzienne funkcjonowanie. Doszedł do tego lęk przed śmiercią. Tych obaw jest więcej: gospodarczych, ekonomicznych czy egzystencjalnych. Pojawili się pacjenci, którzy strasznie się boją koronawirusa. Ten lęk jest paraliżujący.

MB. Obserwujemy swego rodzaju rozszczepienie społeczne. Część ludzi bardzo się boi. Reszta kompletnie ignoruje zagrożenie.

MR. Takie rozszczepienie uruchamia się w społeczeństwie w chwilach dużego kryzysu. To jest nasz podstawowy mechanizm obronny.

A jak – według państwa – będzie wyglądał powrót na zajęcia w październiku?

MR. To kolejny ważny wątek podstawowy, czyli nasza niepewność, bezradność i kruchość. Wszyscy chcemy wiedzieć, jak będzie. Ja chciałbym wrócić do pracy w gabinecie, studenci chcieliby wrócić na uczelnię. Czekamy, ale nie wiemy na co, a to się wiąże z różnego rodzaju napięciami. Dlatego nie podejmę się odpowiedzi. Jest za wcześnie, bo pandemia się nie skończyła.

Trzeba nam czułości, uważności i wzajemniej troski

Czego młodzi ludzie teraz potrzebują?

MR. Przywołując słowa noblistki Olgi Tokarczuk może trzeba nam czułości, rozumianej jako pewna uważność, wzajemnej troski. Jeśli zdołalibyśmy się komunikować z uwagą na człowieka, który przeżywa ciężkie chwile, to mogłoby pomóc w codziennych relacjach.

MB. Korzyścią z okresu pandemii, może być fakt, że staliśmy się bardziej uważni na siebie. Tam, gdzie była uważność, łatwiej jest przetrwać. Tam, gdzie czegoś nie dostrzegamy i forsujemy na siłę, mamy problem.

Koronawirus wszystko nasilił, uwypuklił

Co nam – albo z nami – zrobił koronawirus?

loneliness-4785245_1280.jpg

MB. Mamy bardziej wymagające czasy, ale nie stało się nic, czego nie było wcześniej w domach, ludziach czy relacjach. Tylko koronawirus wszystko nasilił. Jeśli ktoś odczuwał lęk, to ten lęk u niego wzrósł. Jeśli ktoś zaprzeczał, to teraz zaprzecza jeszcze bardziej. Jeśli były dobre relacje w domach, ludzie się wspierali, to teraz wspierają się mocniej, a jeżeli nie mieli o czym rozmawiać, to teraz nie mogą ze sobą wytrzymać.

MR. Przychodzą mi do głowy przykłady osób, które pozytywnie zareagowały w sytuacji kryzysu. Bardzo szybko przystosowały się do kontaktu zdalnego. Poczuły się bardziej we wspólnocie. Wszyscy doświadczyli takiej izolacji jak oni wcześniej. To jest pewnego rodzaju paradoks, który wpłynął na nich korzystnie.

MR. Miałem takich dwóch pacjentów, w przypadku których kontakt zdalny ich ośmielił. Wymusił na nich podjęcie inicjatywy i zaczęli szukać relacji z kobietami przez portale randkowe. Wcześniej nie zdobyli się na taką inicjatywę. W obu przypadkach tak się te relacje rozwinęły, że zaczęli się spotykać. Doszło u nich do przemiany pod wpływem pandemii. Warto dostrzec, jak ta pandemia nas wszystkich pustoszy, ale z drugiej strony, że niektórzy zaczynają korzystać ze swoich zasobów i potrafią tę trudną sytuację przekuć z korzyścią dla siebie.

Teraz wszystko odczuwamy mocniej, ale czy to z czasem się zmieni?

MB. To zależy od indywidualnych doświadczeń. Obserwuję, że niektórzy już sobie odpuścili. Są na wakacjach. Siedzą na drugim końcu świata. Jak tylko otwarto granice, wrócili do życia po staremu. Inni długo po pandemii będą pamiętać te doświadczenia.

Utraciliśmy życia sprzed pandemii

Co utraciliśmy?

MR. Życie sprzed pandemii. To może wiele oznaczać, począwszy od rutyny, przez czas pracy, miejsca pracy, aż po hobby. Z obecnej perspektywy możemy myśleć, że mieliśmy beztroskie życie. Po utracie mierzymy się z bardzo bolesnymi uczuciami: żalem, żałobą, gniewem, złością, wściekłością. Ważne jest, żeby dać sobie prawo poczuć to wszystko i mieć świadomość tych uczuć.

Co byście doradzili młodym ludziom?

MB. Ważne, żebyśmy znaleźli dla siebie czas, nie bagatelizowali naszych spraw.

MR. Myślę też o postawie bardziej opiekuńczej i dbaniu o siebie. Trzeba uznać inność drugiej osoby z szacunkiem i czułością.

Ula Małecka

newsletter-promo.png

Politechnika Wrocławska © 2025

Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »

Akceptuję