TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.

Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.

 

Drugie życie koszar. Jak może wyglądać?

Data: 10.07.2019 Kategoria: nauka/badania/innowacje, popularyzacja nauki

- Jeśli nie znajdziemy nowych funkcji dla dawnych obiektów koszarowych, to podupadną i zostaną rozebrane, a w ich miejsce wyrosną kolejne osiedla albo galerie handlowe. Jeśli jednak nowa funkcja w takim miejscu zostanie wprowadzona zbyt agresywnie, straci ono swoją wartość historyczną i stanie zwykłą wydmuszką. Dlatego potrzebujemy podręcznika rewaloryzacji takich zespołów, by później nie żałować tego, co straciliśmy – przekonuje dr inż. arch. Marta Rudnicka-Bogusz z Wydziału Architektury PWr.

dr_rudnicka_bogusz2.jpgNaukowiec z Katedry Historii Architektury, Sztuki i Techniki zyskała właśnie grant z Narodowego Centrum Nauki. Dzięki niemu przeprowadzi projekt „Architektura i urbanistyka XIX- i XX-wiecznych zespołów zabudowy wojskowej na obszarze północnej i zachodniej Polski: typologia, stylistyka, możliwości użytkowania i rewaloryzacji zespołów”. Na jego realizację ma trzy lata i budżet ponad 176 tys. zł.

Rozmowa z dr inż. arch. Martą Rudnicką-Bogusz* z Wydziału Architektury PWr

Lucyna Róg: - Dawne koszary w wielu miastach Ziem Odzyskanych zajmują dużą i ważną część tych ośrodków. A jednak ich architektura nie została do tej pory szczegółowo przebadana, co jest dość zaskakujące. Z czego wynika tak małe zainteresowanie naukowców tym tematem?

Dr Marta Rudnicka-Bogusz: - Faktycznie temat jest niemal nierozpoznany. Architekturą koszar we wschodniej części kraju zajęła się badaczka z Białegostoku i to w zasadzie wszystko. Myślę, że te zespoły mogą nie budzić dużego zainteresowania, bo trudno wśród nich znaleźć architektoniczne ikony czy perełki. To nie są jednak bogato zdobione pałace, dwory czy kamienice. Koszary są raczej ascetyczne. Ich architektura nie ma wybitnych cech, nie wybija się na tle innych historycznych obiektów w okolicy. Jej wartość jest typologiczna. Zespoły koszarowe budowano w miastach tak jakby stawiało się na mapie identyczne pieczątki. Chodziło o to, by postronny obserwator nie miał żadnych wątpliwości, że oto patrzy na budynek wojskowy, w którym przebywają np. kirasjerzy czy  dragoni.

A jednak panią ten temat zainteresował. Dlaczego?

Popchnęła mnie do niego Wyspa Mieszczańska we Wrocławiu. W rodzinie mam pułkownika, który tam pracował. Odwiedzałam go czasami i przy okazji przyglądałam się zabudowaniom w tym niesamowitym miejscu. Zastanawiałam się, co mogłoby powstać w tych budynkach, czy dałoby się tak zmienić ich funkcję, by nie zniszczyć architektury, ale jednocześnie dać im drugie życie, na nowo włączyć do miasta, bo Kępa Mieszczańska była niejako z boku codzienności toczącej się we Wrocławiu. Niestety po sprzedaży budynków nowym inwestorom zmiany nie poszły w dobrym kierunku.

W artykule naukowym sprzed kilku lat stanowczo mówi pani o marnotrawstwie i krótkowzroczności wielu obecnych właścicieli obiektów koszarowych. Wymienia pani przykłady takich adaptacji i przekształceń, które były gwałtem na architekturze tych budynków – parcelacje, wyburzenia i niekontrolowana przebudowa, w której zmienia się geometrię dachu, usuwa płaskorzeźby i lukarny, dostawia balkony wsparte na kolumnach alb przemalowuje budynki na jaskrawe kolory…

Przekształcenia tych obiektów powinny odbywać się pod ściślejszym nadzorem władz miejskich i przy większym zaangażowaniu historyków architektury i konserwatorów zabytków. W przeciwnym razie stracimy część historii naszego otoczenia. Miasto – wbrew temu, co wielu architektów chciałoby widzieć – to nie jest palimpsest. Nie można w nim burzyć i budować od nowa bez żadnej straty. Wyświechtanym frazesem staje się obecnie zrównoważony rozwój, ale jego założenia naprawdę powinniśmy sobie wszyscy wziąć do serca. Musimy zostawić miasto takim, jakie je zastaliśmy, i dodać coś od siebie dla przyszłych pokoleń, ale nie niszcząc tego, na czym budujemy. Bo miasto jest jak dzieło historiograficzne, z którego można bardzo wiele wyczytać. Zniszczenia na budynkach, pewna patyna – informują nas o tym, że to fragment miasta, który sporo przeszedł, że ten obiekt był uszkodzony w czasie wojny, ale pomimo upływu wielu lat pozostał na miejscu, nie został zrównany z ziemią, bo coś dla nas znaczył i znaczy. To jest bardzo ważne dla tożsamości miasta.

Przygotowując się do grantu, pewnie widziała pani niejeden przypadek, gdy koszarowy budynek został tak zmieniony, że już nie sposób mówić o jego historycznym znaczeniu dla miasta?

Niestety. Ale na szczęście mamy w naszym kraju także przykłady bardzo dobrej rewaloryzacji zespołów koszarowych jak choćby garnizon w gdańskim Wrzeszczu.

stary_manez_garnizon.jpgZ całego kompleksu wybrano tam dwie części – wschodnią i południową, które zostały z dużym smakiem odrestaurowane. Oczyszczono je z wykorzystaniem historycznej cegły, a do pokrycia elewacji użyto kortenu, czyli stalowej blachy z grunwaldzka_centrum_biurowe.jpgcharakterystycznym, rdzawym nalotem. Inwestor zagospodarował budynki na biura i aktywność kulturalną. Powstały tam m.in. szkoły tańca i artystyczna, pracownie rzemieślników i artystów oraz dobra księgarnia. Tuż obok znajduje się odrestaurowany Stary Maneż, w którym działa restauracja i mały browar. Wszystko to jest odpowiednio wkomponowane w zabudowę. Jest też sala widowiskowa, w której organizowane są koncerty zarówno lokalnych zespołów i wokalistów, jak i dużych gwiazd. Cyklicznie odbywa się tam impreza Noc Wrzeszcza z różnymi inicjatywami muzycznymi, tanecznymi i rzeźbiarskimi, pod auspicjami Garnizonu Kultury: inicjatywy tworzonej przez dewelopera, najemców i lokatorów zrewaloryzowanych koszar Huzarów Czarnych oraz lokalnych animatorów.

stary_manez_garnizon2.jpg

Co najważniejsze, w kompleksie pięknie zachowano relacje przestrzenne, a wszelkie dobudowy przeprowadzono w taki sposób, że to naprawdę nie razi i nie zakłóca oglądu zespołu. Jako historyk architektury chciałabym oczywiście, żeby zachowano i wyremontowano cały zespół, ale – według słów przedstawicieli inwestora – nie było to możliwe. Część środkowa i północna, gdzie przed laty były maneże, ujeżdżalnie i szpital dla chorych koni, były w tak złym stanie, że rozebrano je, pozyskując stamtąd cegłę. W ich miejsce powstaje teraz osiedle – bardzo ciekawe, bo składające się z małych enklaw. Budynki będą tam tworzyć „gniazda”, co ma sprawić, że ich mieszkańcy będą czuli się częścią lokalnych wspólnot.  W każdej z nich będzie mały ryneczek, a na nim rzeźby, które mają być symbolem tych miejsc. Inwestor zdecydował też o zachowaniu łuku z ujeżdżalni, by pokazać, czym było dawniej to miejsce.

Myślę, że to jeden z przykładów, które warto będzie naśladować i pokazywać innym jako dobrą praktykę.

Dużo pani takich przykładów znalazła?

hyde_park_barracks_sydney_interior4.jpgSporo naprawdę świetnych z zagranicy. W Sydney mamy np. Hyde Park Barracks, czyli muzeum utworzone w dawnych koszarach, które potem służyły jeszcze jako więzienie, a następnie miejsce schronienia dla samotnych kobiet z problemami. Całą tę historię pokazano na miejscu. To tzw. living museum, co w praktyce oznacza, że można tam przebrać się w stroje z różnych okresów funkcjonowania tego zespołu i dzięki temu wczuć się w atmosferę tego miejsca. Twórcy zadbali zresztą o każdy detal. Oczyszczono historyczne mury, powieszono hamaki, które wypleciono ręcznie dokładnie z takich samych materiałów, z jakich powstawały przed laty. Jest tam i skrzypiąca drewniana podłoga, i stary tykający zegar – a wszystko to pozwala zanurzyć się w historii koszar. To oczywiście bardzo skrajny przykład renowacji, który przyniesie limitowany zysk. Nie mniej jednak jest to miejsce, którym zdecydowanie warto się inspirować.

militrhistorisches_museum_der_bundeswehr_october_2011.jpgNa świecie znajdziemy też kilka prawdziwych ikon architektury w dawnych obiektach wojskowych. Na przykład Daniel Libeskind zabrał się za rewaloryzację koszar w Dreźnie, gdzie zaprojektował Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry. Postawił tam na mocny akcent architektoniczny – ogromną szklaną brzytwę przecinającą budynek. Sam obiekt pozostał nienaruszony. Dokładnie widać jego bryłę, dekoracje, detale – brzytwa nic nie zmieniła. Jej rolą jest podkreślenie wieku obiektu i bycie alegorią tego, co wojna robi nie tylko z budynkiem, ale z nami wszystkimi.

Warto też przyjrzeć się MAXXI (Museo nazionale delle arti del XXI secolo), czyli włoskiemu muzeum sztuki współczesnej zaprojektowanemu przez Zahę Hadid. Sama funkcja obiektu nie ma dla nas znaczenia w kontekście podpatrywania najlepszych, najważniejsze jest to, jak architektka potraktowała dawne koszary Caserma Montello. Przekształciła tylko jeden z budynków, nie niszcząc relacji przestrzennych.

W Italii mamy też turyńskie koszary La Marmora, w których w zasadzie nie zmieniono nic. Z zewnątrz wyglądają dokładnie tak jak przed laty, a większe przeobrażenia dotyczyły ich wnętrz, które są zresztą tak ustawne, że można je przekształcać w dowolny sposób.

Wróćmy też jeszcze na chwilę do Libeskinda, którego inny projekt jest z kolei doskonałym przykładem przemiany przez kontrast. MoUrning dotyczył dawnych baraków SS w Sachsenhausen w Oranienburgu. Niezwykle delikatny temat. Trudno przekształcać takie miejsce, by z jednej strony uszanować pamięć osób, które tam ginęły, a z drugiej nie popaść w przesadny patos graniczący z kiczem. Kompleks podzielono na dwie części: obóz, w którym ustanowiono miejsce pamięci i zespół koszarowy, dla strażników, z którym nie podejmowano żadnych działań, ze względu na jego konotacje z oprawcami. Pewnie dlatego władze miejskie przez lata obawiały się zmieniać cokolwiek w tym miejscu i w rezultacie ono po prostu niszczało. A gdy w końcu zdecydowano się ogłosić konkurs na zagospodarowanie tej przestrzeni, miał on służyć odcięciu przeszłości grubą kreską. Libeskind w kontrze zanegował sztuczny powojenny podział na obóz i koszary. Zaproponował, by fragment kompleksu koszarowego zalesić i wzbogacić o nową zabudowę – czego oczekiwało miasto, a same ruiny koszarowców zakonserwować pod taflą wody – jako memento – jednak tak skażone złem, że już nigdy niemożliwe do użytkowania. Ukształtowanie terenu w tej części zespołu stanowiłoby system monumentalnych osi widokowych znajdujących swoją kulminację w obozie.

Czytający naszą rozmowę mogą odnieść wrażenie, że we wszystkich koszarach chciałaby pani stworzyć muzeum albo ośrodek kultury…

Absolutnie nie. W swoim projekcie zamierzam pokazać bardzo różne pomysły na rewitalizacje obiektów koszarowych, także te nastawione na spory zysk, jak inwestycje deweloperskie. Oglądałam np. plany osiedla w Turynie powstającego w dawnym wojskowym kompleksie. W jego budynkach powstają loftowe mieszkania dla młodych ludzi, którzy z racji trybu życia nie potrzebują jeszcze dużej kuchni i łazienki z pralką. Mogą korzystać ze wspólnej kuchni dla kilku mieszkań i osobnej pralni dla wszystkich mieszkańców. W zamian mają dostęp do dużej przestrzeni coworkingowej przewidzianej w tym obiekcie, gdzie – podobnie jak w naszej uczelnianej Strefie Otwartej Nauki – mogą skorzystać z komputerów z szybkim internetem i popracować. Co ciekawe, Włosi stawiają w tym projekcie na zieleń, której tak bardzo brakuje teraz w miastach. Zadrzewiają dawny plac musztry, tworząc przyjemne miejsce, gdzie w przerwie między obowiązkami można zjeść śniadanie na kocu albo po prostu odpocząć.

Rozmawiamy o tych dobrych przykładach, bo w ramach grantu chce pani stworzyć nie tylko katalog koszar Polski północnej i zachodniej, ale także zestawienie ciekawych projektów rewaloryzacji, które można naśladować. Dla kogo to będzie lektura? Dla samorządowców i potencjalnych inwestorów?

Mam nadzieję, że zechcą po nią sięgnąć. W naszym kraju wojskową zabudowę traktuje się trochę jak Eldorado czy nawet powiem dosadniej – dojną krowę. Wszyscy chcemy mieszkać w otoczeniu, które ma bogatą historię, żeby móc się z nim identyfikować, opowiadać o nim i zastanawiać się: „a co tu było wcześniej, bo to takie ładne, pełne dekoracji…”. Ale jednocześnie oczekujemy, że nasze mieszkanie będzie świeżutkie, pachnące farbą i nowością, z balkonem i wszelkimi nowoczesnymi udogodnieniami, a to są warunki, których nie zawsze da się zapewnić w obiektach historycznych. Co więc robią inwestorzy? Zostawiają kawałek starej ściany, a wszystko poza nią burzą i budują na nowo ze współczesnych materiałów. Wydawałoby się, że i wilk syty i owca cała, ale tak nie jest. Tracimy atmosferę i historię tego miejsca. Przecież nowi mieszkańcy nigdy nie domyślą się, że tutaj był plac musztry, tam maneż, a tam kwaterowano piechotę. Nie będą w stanie wyobrazić sobie, że z tego miejsca były w stanie wymaszerować trzy bataliony.

legnica_koszary_grenadierow.jpgTo oczywiste, że musimy szukać nowych funkcji dla dawnych obiektów koszarowych, bo inaczej podupadną i zostaną rozebrane, a w ich miejsce wyrosną kolejne osiedla albo galerie handlowe. Jeśli jednak nowa funkcja w takim miejscu zostanie wprowadzona zbyt agresywnie, to straci ono swoją wartość historyczną i stanie zwykłą wydmuszką. Dlatego potrzebujemy podręcznika rewaloryzacji takich zespołów z przykładami dobrych praktyk, by później nie żałować tego, co straciliśmy.

Największym zagrożeniem dla dawnych koszar jest ich podział. Trzeba zdawać sobie sprawę, że to są ogromne, kilkunastohektarowe zespoły. Mało którego dewelopera stać na to, żeby kupić cały obszar i realizować taką kosztowną inwestycję. Dlatego duże znaczenie ma to, jak do tematu podchodzi administracja lokalna, bo przecież można tak rozpisać miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, żeby chronić te zespoły, nawet jeśli zostaną podzielone na mniejsze części i różni inwestorzy będą tam prowadzić adaptacje. Można doprowadzić do tego, że kompleks mimo kilku właścicieli nadal będzie tworzył spójną całość, którą będzie się „czytało”. Zresztą w tym mogą też pomóc nowe technologie.

W jaki sposób?

carnuntum.jpgMożna wykorzystać tzw. rozszerzoną rzeczywistość, czyli Augmented Reality, która pozwala w czasie rzeczywistym na ekranie naszego telefonu czy tabletu nałożyć jakiś element na miejsce, na które właśnie patrzymy. Wyobraźmy sobie, że stoimy przed koszarami i aplikacja w smartfonie pokazuje nam żołnierzy w mundurach między budynkami albo nakłada na miejsce wyburzonego budynku ten właśnie obiekt zeskanowany wcześniej ze zdjęcia albo pocztówki. Takie rozwiązania już są wykorzystywane – np. w Petronell-Carnuntum, gdzie obecnie można obejrzeć jedynie pole z reliktami dawnych zabudowań, stworzono model 3D dla aplikacji mobilnej i gogli do VR pozwalający zobaczyć cały zespół castrum romanum z towarzyszącą zabudową. To jest dopiero doświadczenie!

carnuntum2.jpgJest też sporo innych możliwości niewymagających dużego budżetu – czasem wystarczy nawet postawienie standu ze zdjęciami z przeszłości, by móc sobie wyobrazić dane miejsce 100 czy 150 lat wcześniej.

Wspominała pani, że nasze koszary są raczej skromne architektonicznie, a jednak zdobiono ich zdjęciami pocztówki. Budziły dumę w mieszkańcach?

Możemy mówić o dwóch poziomach wpływu budynków na otaczającą je przestrzeń. Mogą być bardzo strojne zewnętrznie, a za tym pięknym kostiumem mieścić niewielkie pomieszczenia np. mieszkania czynszowe jak to często bywało z kamienicami. Mogą też mieć bardzo rozbudowaną, masywną bryłę, ale wyprawę dekoratorską oszczędną. Koszary w zależności od okresu historycznego należały do obu tych grup. Na przełomie XIX i XX wieku przypominały miejskie pałace. Późniejsze były już dużo skromniejsze, tylko ich wejścia zaznaczano ekspresjonistyczną dekoracją. Za to komponowano je w hieratyczne zespoły o imponujących rozmiarach.

Koszary często budowano przy pałacach i choćby z tego względu nie mogły wyglądać drugorzędnie. Równocześnie niezależne kompleksy wojskowe reprezentowały suwerena w mniejszych ośrodkach, były przypomnieniem i świadectwem jego majestatu i potencjału militarnego. Koszary podnosiły rangę stanu żołnierskiego i przeciwdziałały dezercji, a przy tym prowadziły do poprawy stosunków pomiędzy wojskiem a okoliczną ludnością. Znaczenie armii w administracji państwowej stale rosło, czego dowodem są inwestycje w całej Europie: Greenwich Hospital, Les Invalides, École Militaire. Od czasu poboru powszechnego do stałej armii i związanego z nim systemu zwolnień do służby wojskowej trafiali zazwyczaj mniej zamożni. Przynależność do wojska była dla nich powodem do dumy, a służba wojskowa była drogą do sławy i regularnego dochodu. Zamieszkiwanie w nowo wybudowanych, reprezentacyjnych gmachach podnosiło jeszcze ten prestiż. Wspólne życie tworzyło pomiędzy żołnierzami więź niemalże rodzinną i sprawiało, że rzadziej porzucali siebie w czasie bitwy. Takie były zresztą pobudki jednego z pierwszych projektantów koszar, Francuza Sebastiana Le Prestre de Vaubana. Dlatego przypominały początkowo pałace entre cour et jardin z dormitoriami w korpusie głównym i skrzydłach bocznych i stajniami, warsztatami itp. w oficynach, które układały się wokół wewnętrznego placu manewrowego. A zwolniona z obowiązku przymusowego kwaterunku okoliczna ludność doceniała rozwój ekonomiczny i zainteresowanie ze strony władz centralnych, które niosła ze sobą budowa zespołu koszarowego.

Wracając do pocztówek z koszarami – były popularne czy to raczej pojedyncze przypadki?

koszary_pocztowka.pngBardzo popularne. Znajdziemy wiele takich kartek np. z Legnicy, Świdnicy czy Namysłowa, na których obok pałacu, ratusza czy kościoła są także koszary. W niektórych miastach drukowano całe serie tematycznych - wojskowych pocztówek pokazujących tamtejsze obiekty koszarowe i żołnierzy – np. przemarsz grenadierów czy musztrę na dziedzińcu koszar Wilhelma w Legnicy.

Ile obiektów zamierza pani zbadać?

Samych miast w Polsce północnej i zachodniej, w których są koszary, jest kilkadziesiąt. Na pewno więc nie dam rady przyjrzeć się wszystkim takim zespołom. Na razie nie potrafię też powiedzieć, ile z nich umieszczę w katalogu, bo będzie to zależne od dostępnych archiwaliów. Część dokumentacji bezpowrotnie utraciliśmy w czasie powodzi tysiąclecia w 1997 r. Niektóre archiwa – ku mojemu zdziwieniu – mają z kolei politykę, że przechowują starszą dokumentację, ale tę współczesną po pięciu latach niszczą, bez digitalizacji czy zachowania jej w innej formie. Dla mnie oznacza to duże utrudnienie w dostępie do informacji na temat tych obiektów, które przeszły jakąś przebudowę.

Czy dzięki temu, że budynki koszar były do siebie bardzo podobne, będzie pani w stanie opracować zbiór złotych zasad rewaloryzacji? Coś w rodzaju dekalogu postępowania z koszarami?

To byłoby idealne rozwiązanie, ale trzeba pamiętać o tym, że te obiekty nie były w każdym mieście tak samo umieszczane w tkance miejskiej. W związku z tym to, co będzie się sprawdzać dla budynków stojących gdzieś na skraju, niekoniecznie będzie dobrym pomysłem dla tych gęsto otoczonych innymi budynkami. Mam jednak nadzieję, że uda mi się stworzyć rodzaj vademecum, w którym samorządowcy i inwestorzy znajdą informacje, co zrobić, jeśli mamy obiekt będący w konkretnym otoczeniu i pochodzący z danego okresu historii. Przeczytają tam, na co mają zwrócić uwagę, o co zadbać i jakie pomysły na takie miejsca, mieli już inni. Dzięki temu może ktoś zobaczy, że w takim budynku może powstać biurowiec czy osiedle i niekoniecznie trzeba wszystko zburzyć od drugiego piętra wzwyż i nadbudować to szklaną ścianą.

Oprócz „podręcznika” rewitalizacji chcę też stworzyć portal, na którym zamieszczę wszystkie ciekawe i wartościowe materiały niemieszczące się w publikacji. Zainteresowanie mieszkańców tematem koszar jest coraz większe, więc szkoda, żeby to co uda mi się zebrać, leżało potem tylko u mnie na dysku.

legnica_koszary_zlotoryjska.jpgWiele osób pewnie dopiero dowie się, że mieszka blisko dawnych koszar.

A nawet w samych koszarach! Przy ul. Złotoryjskiej w Legnicy jest TBS, który jest częścią dawnych koszar. Mieszkańcy, z którymi rozmawiałam, nie mieli o tym pojęcia. Kompleks dzielił się na dwie części – w jednej były dormitoria i siedziba dowództwa, w drugiej garaże i budynki serwisowe. One właśnie zostały podzielone i przebudowane na szeregówki. Dla ich dzisiejszych mieszkańców dużym zaskoczeniem było, że mieszkają w garażu, w którym kiedyś chowano wozy bojowe, a ich ogródki są w miejscu serwisowania tych pojazdów.

Na pewno lektura materiałów, jakie zbiorę, będzie więc także bardzo ciekawa dla osób, które na co dzień mijają te wojskowe budynki, widzą je z okien albo w nich mieszkają.

Rozmawiała Lucyna Róg

Dr inż. arch. Marta Rudnicka-Bogusz – adiunkt w Katedrze Historii Architektury, Sztuki i Techniki na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Prowadzi zajęcia m.in. z projektowania obiektów użyteczności publicznej, historii budowy miast czy historii architektury powszechnej. Jedna z autorek haseł w „Leksykonie Architektury Wrocławia”. Na swoim koncie ma także kilkanaście artykułów w czasopismach i tomach naukowych.

Galeria zdjęć

Politechnika Wrocławska © 2024

Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »

Akceptuję