TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 02.12.2019 Kategoria: aktualności ogólne, Wydział Architektury
Jeszcze dziesięć lat temu zaniedbana WUWA niszczała i wstyd tam było zaprowadzić gościa z zagranicy. Na szczęście miasto przypomniało sobie o tym miejscu, wyjątkowym w skali całej Europy. Zaczęły się remonty, powstały materiały promocyjne, punkt informacyjny… I bardzo dobrze, bo mamy czym się pochwalić – podkreśla dr Jadwiga Urbanik z Wydziału Architektury, autorka wielu publikacji o wystawie i osiedlu WUWA.
W 1929 r. śląski oddział Werkbundu (organizacji skupiającej architektów, inżynierów i artystów związanych z budownictwem i wzornictwem przemysłowym) przygotował we Wrocławiu ogromną wystawę pod hasłem „Mieszkanie i miejsce pracy” (po niemiecku: Wohnung und Werkraum – stąd WUWA). Tworzyły ją ekspozycja umieszczona na terenach wystawowych wokół Hali Stulecia i wybudowane specjalnie na wystawę wzorcowe osiedle – znajdujące się między dzisiejszymi ulicami: Wróblewskiego, Tramwajową, Dembowskiego, Zielonego Dębu i Kopernika. To jedno z sześciu takich eksperymentalnych osiedli w Europie, obok innych zbudowanych w: Stuttgarcie, Brnie, Zurychu, Wiedniu i Pradze. Wszystkie one w znacznej mierze przyczyniły się do rozwoju nowoczesnej architektury XX w.
Wrocławskie osiedle – mimo upływu 90 lat – zachowało się niemal w niezmienionym stanie i obecnie jest nie tylko „żywą” lekcją historii architektury, ale i turystyczną atrakcją. O tym dlaczego warto je poznać, czym może nas zachwycić i czego nauczyć, rozmawiamy z autorką dwóch książek i wielu artykułów poświęconych WUWie.
Lucyna Róg: - WUWA była szumnie zapowiadana jako „początek zupełnie nowego nieobciążonego tradycją budownictwa”, takiego które na trwale zmieni człowieka i jego życie. Czym był ta tradycja, że trzeba było z nią tak hucznie zerwać? Innymi słowy: jak się mieszkało w tej części Europy w początkach XX wieku?
Dr Jadwiga Urbanik: - Wrocław, podobnie jak dziesiątki innych dużych europejskich miast, po pierwszej wojnie światowej borykał się z ogromnym brakiem mieszkań. Najmniej zamożni, czyli stworzona przez XIX wiek klasa robotnicza, żyli w suterenach kamienic i oficynach w obrzeżnej zabudowie podmiejskiej. Kamienice – często o ładnej architekturze i bogatym detalu na elewacji – od frontu zamieszkiwali ci lepiej uposażeni, których stać było na kupno własnego mieszkania. Sutereny i niedoświetlone oficyny w gęsto zabudowanych podwórkach tych samych kamienic przeznaczano na mieszkania czynszowe. To były małe, ciemne i źle przewietrzane lokale, zwykle przeludnione. Bez toalet i łazienek. Często bez prądu, gazu czy ciepłej wody. Nie były to zdrowe miejsca, w których można było wypocząć po pracy. Rewolucja przemysłowa bazowała na robotnikach, ale nie zadbała o nich.
Choć oczywiście były wyjątki – w niektórych miastach światli fabrykanci zaczęli budować osiedla robotnicze, np. w Essen rodzina Kruppów. Uznawali oni – zresztą całkiem słusznie, że robotnik mieszkający w dobrych warunkach po pierwsze jest bardziej przywiązany do swojego zakładu pracy, a po drugie jest zdrowy i dzięki temu wydajniej pracuje. Wszyscy więc korzystają. Niektórzy poszli nawet dalej i budowali także osiedla dla emerytów, którzy przepracowali całe lata w fabrykach. Te robotnicze osiedla były oczywiście dość skromne i o barakowych układzie. Dopiero z czasem zaczęły odzwierciedlać pewne nowe trendy w europejskiej urbanistyce.
To były jednak wyjątki, a generalnie było…
W Niemczech? Źle, a nawet bardzo źle. Po wojnie mieszkań było zdecydowanie za mało i ten brak miejsca do życia był dotkliwy. Oczywiście już w pierwszych powojennych latach stawiano tanie kryzysowe domy, żeby zapewnić jakikolwiek dach nad głową tysiącom ludzi, ale to było za mało. Brakowało zwłaszcza lokali zdrowych i tanich, czyli dostępnych dla przeciętnego mieszkańca.
To był jednocześnie czas, gdy na scenę weszło młode pokolenie architektów, kształconych już w nowoczesny sposób, choćby w szkole Bauhaus, czyli na uczelni artystyczno-rzemieślniczej prowadzonej przez Waltera Gropiusa, która lansowała nowy nurt w architekturze i wzornictwie - modernizm, ale także przez Wrocławską Akademię Sztuki. Młodzi architekci starali się projektować tzw. osiedla społeczne, racjonalne. Ich propozycje były początkiem drogi ku nowoczesności, ale trzeba też pamiętać, że ich wyobrażenia o funkcjonalnym, dobrym mieszkaniu nieco mijały się z gustami przeciętnego odbiorcy, który był przyzwyczajony do tradycyjnych rozwiązań i nie był przygotowany do nowej estetyki.
Mówimy o tym wszystkim, żeby zarysować warunki, w jakich we Wrocławiu zdecydowano się na organizację ogromnej wystawy, pokazującej, jak ma wyglądać m.in. nowoczesne mieszkanie.
To „tło” było bardzo istotne. Okres międzywojenny był ważnym czasem dla architektury mieszkaniowej. W każdym z europejskich krajów podejmowano różne próby rozwiązania problemu braku mieszkań, jestem jednak przekonana, że palma pierwszeństwa w tym względzie należy się Niemcom. Tam ruchy i działania zmierzające ku poprawie sytuacji były najintensywniejsze i najbardziej spektakularne.
W 1924 roku wprowadzono plan ratowania niemieckiej gospodarki, który do historii przeszedł pod nazwą Planu Dawesa. Na wiele lat rozłożono reparacje wojenne, a jednocześnie krajowi udzielono ogromnych pożyczek, które ten przeznaczył w dużym stopniu na branże związane z budownictwem. Między 1927 a 1932 architektura Niemiec przeżywała rozkwit. W kolejnym roku do władzy doszedł Hitler i ten dobry czas się skończył, ale zanim to nastąpiło, zaczęły powstawać osiedla wzorcowe, a także bardzo ciekawie zaprojektowane osiedla stawiane w ramach programów budowlanych miast. Fantastycznym polem takich eksperymentów były Frankfurt nad Menem i Berlin, gdzie powstało szereg osiedli o wartości tak znaczącej, że część z nich została nawet wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO!
Skoro już mówimy o rzeczywistości tamtych czasów, pamiętajmy też, że wówczas pojawił się niezwykle interesujący nurt w architekturze – die Farbige Stadt, czyli kolorowe miasto. Promujący tę ideę architekci przekonywali, że barwny krajobraz miasta wpływa pozytywnie na jego mieszkańców, stwarzając wrażenie bezpiecznej przestrzeni osiedlowej.
Nowe osiedla - choć o dużym znaczeniu architektonicznym – były jednak awangardą, a ta ma do siebie to, że zawsze jest w mniejszości. W tym samym czasie budowano więc też osiedla o tradycyjnej formie - o prostej architekturze, przykryte dwuspadowymi dachami, z fakturowymi tynkami, przy wykorzystaniu tradycyjnych technologii z zewnętrzną ścianą nośną, bez żadnych eksperymentów konstrukcyjnych.
Tym co łączyło te wszystkie inwestycje była kwestia kosztów, które starano się jak najbardziej obniżać. Lansowano więc ideę Existenzminimum, co oznaczało minimum powierzchni mieszkaniowej, koniecznej do względnie komfortowego życia. Nie budziło to protestów, bo tanie, niewielkie mieszkania były społecznie najpotrzebniejsze.
Problem mieszkaniowy w Niemczech udało się rozwiązać już w drugiej połowie lat 30., a więc w naprawdę niezwykle krótkim czasie. Trzeba jednak pamiętać, że osiągnięto to nie tylko dzięki dużym nakładom finansowym, ale i sporym wysiłkom. Zaprzęgnięto wówczas wszystkie możliwe siły, by rozwiązać problem jak najrozsądniej. Prowadzono studia nad właściwym mieszkaniem, powołano do życia Państwowe Towarzystwo Badawcze do spraw Ekonomiki Budownictwa i Mieszkalnictwa (Rfg), którego członkowie szukali metod naukowych na ustalanie najodpowiedniejszych parametrów dla niemieckich mieszkań przy jednoczesnym warunku niskich kosztów.
Z dzisiejszej perspektywy to niesamowite, ze państwo podeszło do tematu tak kompleksowo i szukało wyjścia z problemu w badaniach naukowców. Dzisiaj „tanio” zwykle oznacza niską jakość albo półprodukt, a w kontekście mieszkań - klitkę na końcu miasta, w której trudno żyć.
Tamte działania były zdecydowanie godne podziwu. Osiedla, które powstawały pod patronatem Rfg, w większości istnieją do dzisiaj i cieszą się dobrą opinią mieszkańców. We Wrocławiu mamy zresztą jedno z nich, nowoczesne, z płaskimi dachami, zachowane w całości. To Księże Małe. Oczywiście dzisiaj krytycznie patrzymy na brak łazienek w wielu mieszkaniach w tym miejscu (mieszkańcom zaproponowano tam łaźnie osiedlową), ale w latach 20. i 30. te lokale dla wielu wrocławian stanowiły luksus.
Krążymy wokół wystawy WUWA, ale jeszcze do niej nie dotarłyśmy. Wrocławska ekspozycja z wzorcowym osiedlem nie była pierwszą, wcześniej, w 1927 roku zorganizowano wystawę w Stuttgarcie. We Wrocławiu poprzeczkę postawiono równie wysoko. Architekci chcieli pokazać nowoczesne mieszkania dla każdego – od maleńkich lokali typu Existenzminimum, po wille dla większych rodzin. Ambitnie.
Bardzo! To miał być całościowy eksperyment. Architekci zaproszeni do wzięcia w nim udziału mierzyli się z wieloma nowościami. To nie tylko kwestia zaprojektowania dobrej przestrzeni o niewielkich wymiarach i kosztach budowy. Nowością były też przecież plan urbanistyczny, plan mieszkania, forma domu, wykorzystywane technologie, a nawet sposób urządzania tych domów i mieszkań. Wzięcie pod uwagę – po raz pierwszy - tylu problemów i różnych ich aspektów musiało być dużym wyzwaniem.
I sporą odwagą ze strony miasta, które przeznaczyło na tę imprezę i budowę osiedla ogromne pieniądze.
Musi pani docenić także odwagę architektów. Fiasko podejmowanych prób wpłynęłoby na opinię o nich i pracę w przyszłości. Nie we wszystkich osiedlach wzorcowych zdecydowano się na tak duże eksperymenty, bo doświadczenia ze Stuttgartu i Brna, gdzie powstały pierwsze dwa osiedla, pokazały, że testowanie nowych rozwiązań kosztuje. Zresztą i we Wrocławiu nie wszystkim udało się zaprojektować nowoczesne i tanie domy. Dlatego organizatorzy WUWy postanowili ukryć cenę metra kwadratowego poszczególnych realizacji, podając jedynie do publicznej wiadomości średnią cenę metra kwadratowego wszystkich domów. Wywołało to sporo pretensji w środowisku, zwłaszcza tych, którym się powiodło – postawili budynek eksperymentalny, mieszcząc się w założonym budżecie.
Czym były te nowe eksperymentalne technologie?
Z dzisiejszej perspektywy ich wykorzystanie pewnie na nikim nie robi wrażenia, ale wówczas to były nowinki technologiczne. W wielu budynkach osiedla WUWA zastosowano np. szkielet konstrukcyjny, który rzadko pojawiał się w architekturze mieszkaniowej. Uważa się, że pierwszy nowoczesny dom, który „przetarł ścieżkę” dla tego typu konstrukcji, był domem wielorodzinnym światowej sławy architekta Ludwiga Miesa van der Rohe, wybudowanym w osiedlu wzorcowym Weissenhof w Stuttgarcie. Nasze wrocławskie, które powstały niedługo później, są więc również jednymi z pierwszych na świecie.
Co ta technologia zmieniała w architekturze?
Szkielet konstrukcyjny daje możliwość podjęcia wielu decyzji wpływających na formę mieszkania i sposób jego aranżacji. Pozwala na tzw. wolny plan, czyli ograniczenie liczby ścian działowych i niemal dowolne kształtowanie przestrzeni każdej kondygnacji budynku. Taki szkielet idzie też w parze ze ścianą osłonową, co z kolei umożliwia dowolny układ okien na elewacji, a także zastosowanie eksperymentalnych ciekawych materiałów, dających jednocześnie oszczędności i spełniających warunki izolacyjności. Dlatego właśnie szkielet konstrukcyjny jest kluczem do zrozumienia nowatorstwa tamtej architektury.
Wcześniej budowano...
Wykorzystując murowaną, grubą i masywną ścianę nośną, której zadaniem było uniesienie konstrukcji stopu. Przy takim rozwiązaniu nie można zastosować dowolnej kompozycji okien na elewacji. Dodatkowym minusem są spore koszty, bo zużycie materiałów jest wysokie i jeszcze trzeba czekać aż poszczególne warstwy np. cegieł zwiąże zaprawa, a to trwa... Tymczasem konstrukcję szkieletową buduje się jak dom z zapałek - pionowe i poziome elementy łączymy, tworząc rodzaj ażuru, który wypełniamy, co znacznie skraca proces technologiczny.
Architekci nie tylko zaprojektowali budynki wzorcowego osiedla WUWA, ale w wielu przypadkach także urządzili mieszkania w ich wnętrzach, by pokazać, jak można czy też należy w nich mieszkać. Byli przekonani, że taka dydaktyka jest potrzebna. Dlaczego?
Małe przestrzenie wymagały specjalnego wyposażenia. Jeśli ktoś zamieszka w 30-metrowym mieszkaniu i wstawi tam ogromne meble, na przykład wielki tradycyjny kredens, to ani nie będzie czuł się dobrze w tej przestrzeni, ani dobrze jej wykorzystywał. Trzeba było pokazać ludziom, że czasy się zmieniają i można mieszkać inaczej niż tak „jak było zawsze”.
Cel dydaktyczny był - tak myślę – jednym z najważniejszych powodów organizacji wystawy WUWA. Chodziło o to, by ludzie zobaczyli, jak wyposażać nowe przestrzenie, czy też jak niemiecka gospodyni może urządzić kuchnię w domu bez piwnicy czy strychu, czyli bez części gospodarczej.
W swoich książkach opisuje pani szczegółowo każdy z budynków wzorcowego osiedla WUWA, zwracając uwagę na decyzje, jakie podjęli architekci. Gdyby miała pani wybrać dwa najbardziej wyjątkowe, które trafiłyby na tę listę?
Moim numerem jeden i miłością na zawsze jest zdecydowanie budynek Hansa Scharouna, który zaproponował rozwiązanie, nazywane dziś architekturą organiczną. Zaprojektował mieszkania będące skrajną realizacją idei Existenzminimum, wymyślił specjalnego odbiorcę, a do tego zaproponował mieszkania dwupoziomowe, co było rozwiązaniem nowatorskim, kojarzonym później przede wszystkim z typem maisonnette Le Corbusiera - tyle, że to były dopiero lata 50., a we Wrocławiu takie mieszkania powstały już w 1929 roku!
Mieszkania Scharouna mają 27 i 37 metrów kwadratowych. Te mniejsze tworzył z myślą o osobach samotnych, te większe dla małżeństw bezdzietnych. Architekt sporo pisał o tym rozwiązaniu. Przekonywał, że dla takich ludzi w ówczesnych niemieckich miastach jedyną opcją był pokój do wynajęcia przy rodzinie, a przecież młodzi ludzie powinni zaczynać dorosłe, samodzielne życie we własnym lokum. Jego projekt to bardzo ciekawa propozycja, oryginalne rozwiązanie przestrzenne, interesująca koncepcja kolorystyczna i przykład architektury, która świetnie przetrwała próbę czasu.
Budynek ten - stojący przy dzisiejszej ulicy Kopernika - miał być domem hotelowym przeznaczonym dla lekarzy, studentów i pracowników umysłowych. Klucz do mieszkania zostawiano na portnierni, a porządek miała utrzymywać obsługa. W każdym z mieszkań była jedynie wnęka kuchenna pozwalająca na przygotowanie śniadań i kolacji, a obiady podawano w restauracji. Scharoun zrezygnował z reprezentacyjności hotelu, zmniejszając powierzchnię korytarzy na korzyść mieszkań. Zastosował duże przeszklenia i tarasy-ogrody na dachu. Z poziomu korytarza poprzez przedsionek schodziło się do pokoju dziennego z wnęką kuchenną, a dalej w dół (pod korytarz) do sypialni z łazienką. W sąsiednim module do pokoju dziennego wchodziło się do góry i znów do góry do sypialni z łazienką. Mieszkania były łatwe do przewietrzenia, a kanały wentylacyjne umieszczono nie tylko w łazienkach, ale i w szafach kuchennych. We wnętrzach architekt postawił lekkie, zaprojektowane przez siebie meble z rur stalowych, a także meble wbudowane - jak właśnie szafy kuchenne czy ubraniowe w sypialni.
A ta druga miłość?
Nie wskażę jednego budynku, ale cały zespół wolnostojących domów jednorodzinnych, projektowanych z myślą o tych bardziej zamożnych wrocławianach. Nie sposób opowiedzieć tu o wszystkich, bo każdy jest zupełnie inny. Odsyłam np. do katalogu z pięknymi zdjęciami, który można otrzymać w WUWA Cafe i tam obejrzeć te budynki z zewnątrz i od środka i przeczytać rozmowy z ich mieszkańcami. Naprawdę warto, bo to domy, które wręcz czarują swoją formą, i także są przykładem świetnej architektury.
WUWA Cafe, czyli punkt informacyjny z kawiarnią, to jedno z wielu działań, jakie w ostatnich latach podjęło miasto, by wypromować to wzorcowe osiedle. W swojej pierwszej książce o WUWie pisała pani, że jest ona zapomniana. Jeszcze dziesięć lat temu poza architektami i historykami pewnie mało kto potrafiłby choć w kilku zdaniach powiedzieć, co to w ogóle jest WUWA.
Wstyd tam było nawet zaprowadzić gościa z zagranicy, by pochwalić się wrocławskim wzorcowym osiedlem, bo było tak zaniedbane. Ale dzisiaj wiele się zmieniło. Władze miejskie zaangażowały wiele środków, żeby osiedle wypromować i poprawić jego stan. Odtworzono budynek przedszkola, które obecnie jest centrum szkoleniowym Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów, ogłoszono konkurs na zagospodarowanie przestrzeni publicznej WUWy i program finansowego wsparcia dla prywatnych właścicieli budynków osiedla, którzy podejmą się konserwatorskiego remontu własnego domu. Do tego zainwestowano w różne materiały informacyjne i promocyjne, tak by WUWA była rozpoznawalna i interesująca dla mieszkańców. Myślę, że w pewnym sensie stała się też jedną z atrakcji turystycznych miasta - oczywiście nie każdego WUWA zainteresuje, ale dla wielu osób to jeden z punktów w mieście, który trzeba zobaczyć.
Puśćmy na koniec wodze fantazji - gdybyśmy chcieli we Wrocławiu zorganizować WUWę 2, to jakie byłoby to osiedle? Superinteligentne domy, a może ekspozycja z marsjańskim miasteczkiem?
Taka druga WUWA już we Wrocławiu powstała, o czym na pewno Pani wie, bo z takim zamysłem projektowano Nowe Żerniki. Trudno jednak uznać je za kontynuację WUWy, a użycie jej nazwy w tym kontekście to raczej zabieg marketingowy.
Gdyby taki eksperyment przeprowadzono ponownie, to nie szłabym w marsjańskie habitaty... Przyjrzyjmy się jeszcze raz temu, czym była WUWA: niezwykłym przejawem awangardy, ostatnim spektakularnym pokazem Neues Bauen, czyli niemieckiego modernizmu, dowodem na światłe myślenie ówczesnych władz miasta i dydaktyką dla przyszłych mieszkańców. Gdybyśmy mieli organizować ją ponownie, proponowałabym powtórzyć ten sam model. Poprosiłabym architektów o zaprojektowanie miejsc do życia dla każdego – małych i dużych mieszkań, domów w zabudowie szeregowej i jednorodzinnych. Chciałabym zobaczyć, co mają do zaproponowania. Świat poszedł bardzo do przodu, możemy korzystać z całego wachlarza najróżniejszych nowości technologicznych i materiałowych – od domów naszpikowanych elektroniką, po te ekologiczne i kumulujące energię. Chętnie zobaczyłabym, jak architekci widzą teraz nowoczesne wzorcowe osiedle.
Rozmawiała Lucyna Róg
* Dr inż arch. Jadwiga Urbanik - adiunkt w Instytucie Historii Architektury, Sztuki i Techniki Politechniki Wrocławskiej. Zajmuje się historią architektury i urbanistyki XX wieku we Wrocławiu i w Europie (zwłaszcza architekturą mieszkaniową, technologiami budowlanymi i kolorystyką). Autorka m.in. książek „Wrocławska Wystawa Werkbundu WUWA 1929” (2002 r., za tę publikację została uhonorowana nagrodą Ministra Infrastruktury) i „WUWA 1929-2009” (2009 r.). Nakład tej drugiej publikacji rozszedł się w całości, a zainteresowanie nią było tak duże, że jej drugie wydanie (rozszerzone o nowe informacje) Muzeum Architektury planuje w przyszłym roku. J. Urbanik odpowiadała także za projekty prac restauratorskich i nadzór konserwatorski w budynku hotelowym proj. Hansa Scharouna będącego częścią osiedla WUWA.
Należy do Międzynarodowej Organizacji DOCOMOMO - wspierającej tworzenie dokumentacji i badań naukowych na temat modernizmu w architekturze. Była także członkiem komisji Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków do spraw architektury modernistycznej w Polsce oraz jest członkiem Komisji Architektury i Urbanistyki Oddziału Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu.
***Historyczne zdjęcia osiedla WUWA publikujemy dzięki uprzejmości Muzeum Architektury we Wrocławiu (szczegółowe podpisy poniźej).
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »