TWOJA PRZEGLĄDARKA JEST NIEAKTUALNA.
Wykryliśmy, że używasz nieaktualnej przeglądarki, przez co nasz serwis może dla Ciebie działać niepoprawnie. Zalecamy aktualizację lub przejście na inną przeglądarkę.
Data: 12.12.2014 Kategoria: historia
70 LAT POLITECHNIKI WROCŁAWSKIEJ. Dla studentów końca lat 70. oraz 80. Politechnika Wrocławska była miejscem, gdzie kłębiły się różne nurty ideowe. Gdzie rodziła się wolność
Po podpisaniu Porozumień Sierpniowych w 1980 roku na polskich uczelniach przystąpiono do budowy struktur niezależnego ruchu studenckiego. Niezależne Zrzeszenie Studentów (NZS) było dla studentów odpowiednikiem „Solidarności” w zakładach pracy. Tworzyli je ludzie w większości działający już w Studenckim Komitecie Solidarności (powstał po śmierci działacza opozycyjnego, studenta UJ, Stanisława Pyjasa w 1977 roku).
We wrześniu 1980 roku studenci rozpoczęli budowę struktur zrzeszenia na Politechnice. – Rektor Porębski nie walczył z NZS-em – wspomina Sławomir Najnigier, działacz opozycji. – U niego wszystko załatwiało się drogą oficjalną. Dał nam pomieszczenie i nawet sekretarkę. I tak byliśmy chyba jedyną organizacją NZS w Polsce, która z podziemia od razu trafiła na salony – śmieje się.
13 listopada 1980 roku sąd odrzucił jednak wniosek o rejestrację Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Na uczelniach rozpoczęły się akcje protestacyjne. Na Uniwersytecie Łódzkim 6 stycznia 1981 roku zorganizowano „solidarne czekanie”, a potem strajk okupacyjny. Studenci żądali, oprócz rejestracji NZS-u, zniesienia przymusu nauczania języka rosyjskiego, prawa do swobodnego wyjazdu za granicę, skrócenia służby wojskowej dla studentów, wprowadzenia niezależności uczelni w sprawach naukowych i dydaktycznych oraz uwolnienia więźniów politycznych.
Strajk rozprzestrzeniał się na inne uczelnie w kraju, dołączyli do niego również studenci Politechniki Wrocławskiej. 17 lutego na PWr strajkowało około 1100 studentów, ale już następnego dnia ponad 2200.
W końcu władze PRL skapitulowały – podpisały Porozumienia Łódzkie i zgodziły się na rejestrację NZS-u.
Wybrać go, mądrze gada!
– Gdyby nie Porozumienia Łódzkie, to życie akademickie pozostałoby takie, jak było w PRL-u. Dotychczasowe mechanizmy były anachroniczne, a świat wokół nas się zmieniał. Przecież „Solidarność” dążyła do zmian, a my mieliśmy pozostać w kokonie socjalistycznego systemu szkolnictwa? – mówi Bernard Afeltowicz, jeden z liderów studenckiego komitetu strajkowego na Politechnice Wrocławskiej w czasie łódzkich protestów.
Afeltowicz podkreśla, że to przypadek sprawił, że on, student I roku architektury, znalazł się wśród ludzi działających w opozycji. – Był wiec, pamiętam, że pojawił się spór, czy strajk ma być jednodniowy, czy okupacyjny, wywiązała się dyskusja, zabrałem głos i ktoś krzyknął: „wybrać go, mądrze gada!” I tak to się zaczęła działalność w komitecie strajkowym – śmieje się. – Potem poszło jak burza. Zaczęło się coś, co mogło mieć sens, gdyby tylko władza realizowała proces demokratyzacji i nie zniszczyła wszystkiego wprowadzeniem stanu wojennego.
Dzięki Porozumieniom Łódzkim uczelnie zyskały autonomię, a studenci niezależną organizację. Dopuszczono ich (oraz młodszych pracowników naukowych) do współdecydowania na uczelniach – poprzez parytet w Senacie.
1.
Bernarda Afeltowicza wybrano na członka Senatu z ramienia studentów Wydziału Architektury. – Zaczęliśmy mieć wpływ na proces nauczania – opowiada. – W tamtych czasach studenci wyrywali się na zachód. A jak nie wracali na rozpoczęcie roku akademickiego, to groziło im wydalenie ze studiów. I nie można było oficjalnie w podaniu o dziekankę napisać „jadę poznawać świat”. Ludzie więc kłamali, tworzyli fałszywe historie choroby, uśmiercali pół rodziny. Przeforsowaliśmy więc w regulaminie Politechniki zapis, że chęć odbycia stażu na Zachodzie jest wystarczającym powodem do uzyskania urlopu dziekańskiego.
Afeltowicz wylicza dalej: – Zajmowaliśmy się rzeczami praktycznymi. Pojawiła się możliwość wyboru przedmiotu, indywidualnego toku studiów, wywalczyliśmy nieobowiązkowość wykładów [obowiązkowość wykładów wprowadzono podczas kadencji rektora Porębskiego – red.].
Światopoglądowy tygiel
Co różniło NZS od „Solidarności”? – Marginalne znaczenie miały dla nas postulaty socjalne. Ruch studencki to była raczej gigantyczna dyskusja światopoglądowa. Nagle uwolniły się różne wizje świata, niezgodne z „jedynie słusznie obowiązującą”. Byli wśród nas ludzie, którzy wynieśli z domu endeckie tradycje i koniecznie chcieli stawiać pomnik Dmowskiego, inni to piłsudczycy, jeszcze inni związani z Klubami Inteligencji Katolickiej i ruchem duszpasterstwa akademickiego, byli też wariaci, którzy otaczającą rzeczywistość wykorzystywali do tworzenia happeningów, nie brakowało nawiedzonych lewaków, którzy uważali, że komunizm to lek na całe zło, gdyby tylko ten socjalizm go nie popsuł… – tłumaczy Afeltowicz.
Jego zdaniem nie można pominąć w opowieści o NZS aktywności strajkowej z okresu „kryzysu bydgoskiego” (marzec 1981 r.) i jesiennego strajku „radomskiego”. – To była i „walka z komuną”, i szkoła poszukiwania kompromisu i porozumienia – te wartości, które później doprowadziły do Okrągłego Stołu i przemian w Polsce. A na krótszą metę te wydarzenia ukształtowały struktury i przygotowały ludzi, którzy potem odgrywali kluczowe role we wrocławskim podziemiu okresu stanu wojennego – podkreśla Afeltowicz.
NZS PWr to również walka z cenzurą i działalność drugoobiegowych wydawnictw (także książkowych). To właśnie ta aktywność przełamywała monopol władzy na myślenie o polityce, ekonomii, społeczeństwie. Wyrastało pokolenie ludzi rozumiejących, czym powinna być samorządność, demokracja i wolny rynek. Nieprzypadkowo, już w wolnej Polsce, tyle wybitnych osób przyznaje się do NZS-owskich korzeni.
Nie byłoby strajku bez NZS
Kiedy wybuchł stan wojenny, studenci z NZS-u od razu pojawili się na uczelni. – Wieczorem w niedzielę 13 grudnia w D-1 i A-1 było już nas kilkuset i nie byłoby strajku na Politechnice, gdyby nie studenci – opowiada Bernard Afeltowicz. – Pracownicy w większości zaczęli pojawiać się w poniedziałek, przychodzili zobaczyć, co się dzieje i niektórzy zostawali. Ale to studenci stworzyli struktury organizacyjne strajku.
2.
– Pamiętam, jak opracowywaliśmy drogę ewakuacji na wypadek pacyfikacji. Budynki w kwartale wokół A-1 połączone są piwnicami. Razem z panem z administracji szliśmy tymi korytarzami i otwieraliśmy każde drzwi po kolei (były pozamykane na klucz) i rysowaliśmy strzałki kredą na ścianach. Okazało się, że nie mamy klucza od ostatnich drzwi, więc wróciliśmy do A-1. Kiedy wychodziliśmy z tego korytarza, właśnie zaczęła się pacyfikacja... Zomowcy weszli oknami od podwórza i chcieli nas wyrzucić z budynku, ale główne drzwi, ograniczone kratą, były zamknięte na klucz, a klucz gdzieś się zapodział. Ludzie napierali na te drzwi. To wtedy doszło do tych najbardziej dramatycznych zdarzeń – wspomina Afeltowicz [podczas pacyfikacji strajku zmarł na zawał Tadeusz Kostecki, żołnierz AK, absolwent PWr, delegat na strajk Okręgowej Dyrekcji Dróg Wodnych we Wrocławiu - red.].
Kilka godzin wcześniej Afeltowicz przedostał się do otoczonego przez milicję Pafawagu, gdzie schronili się członkowie RKS-u (Regionalny Komitet Strajkowy Solidarności), skąd przyniósł kilkanaście przepustek dla łączników komitetu strajkowego, parafowanych przez siebie i Władysława Frasyniuka. Gdyby wpadły w ręce esbeków, mieliby jak na tacy nazwiska konspiratorów. – Pobiegłem do sali, gdzie zostawiłem zawinięte w śpiwór przepustki – opowiada. – Wpadam, a tam już trwa przeszukanie... Jakiś tajniak złapał mnie za ubranie (miałem na sobie taki narciarski bezrękawnik), od wewnętrznej strony przypiętą wielką czerwoną gwiazdę z Leninem (została po jakimś happeningu). I on tak patrzy na tę gwiazdę: – „O... Lenin, no dobrze”. I mnie puścił. „Co ty tu robisz?”– pyta. „Przyszedłem tylko swoje rzeczy zabrać” – odparłem „To zabieraj i spier... !” – wrzasnął. Zrolowałem rzeczy razem z tymi dokumentami i uciekłem.
Na Politechnice trzymaliśmy się razem
Po wprowadzeniu stanu wojennego Niezależne Zrzeszenie Studentów, podobnie jak NSZZ „Solidarność”, zostało zdelegalizowane, a wielu jego działaczy aresztowanych.
W jednym z procesów marca 1982 roku nie udało się działaczom NZS oraz „S” na Politechnice udowodnić do końca „winy”. Oskarżenie brzmiało: „W dniach 13-15.XII.1981 r. we Wrocławiu, Bernard Afeltowicz jako wiceprzewodniczący Zarządu Uczelnianego NZS, Andrzej Wiszniewski jako członek NSZZ „Solidarność” w Politechnice Wrocławskiej, zaś Andrzej Olszewski jako członek Prezydium Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w tej Politechnice – nie odstąpili od udziału w działalności tych związków, mimo zawieszenia ich na mocy prawa, lecz utworzyli z innymi osobami komitet strajkowy, w ramach którego kierowali strajkiem w Politechnice Wrocławskiej”.
– Sąd miał problem, żeby nas skazać. Prokuratura i służba bezpieczeństwa popełniły błąd. Zarzut był o organizowanie i kierowanie, a dowody zebrano tylko na to, że byliśmy w składzie Komitetu Strajkowego. My broniąc się twierdziliśmy, że nic nie zorganizowaliśmy, bo jak przychodziliśmy na Politechnikę, to strajk już trwał – relacjonuje Afeltowicz. – A komitet strajkowy? Cóż. Linia obrony była taka, że został powołany nie po to, by kierować strajkiem, tylko po to, by doprowadzić do jego pokojowego zakończenia.
Profesor Tadeusz Zipser wygłosił w sądzie zdanie, które Bernard Afeltowicz wspomina z uśmiechem na twarzy: – Profesor zeznawał, że kiedy dowiedział się, że powstał komitet strajkowy, to był bardzo zadowolony, ponieważ straż pożarna – jak powszechnie wiadomo – nie jest do rozpalania pożarów, ale do ich gaszenia. Więc – zdaniem rektora – komitet strajkowy nie miał rozniecać strajku, a ugasić. A w dodatku on przez wiele lat wspinał się w górach i był szefem komisji wypadków górskich, przez co nie należy rozumieć, że on te wypadki organizował, tylko że starał się im przeciwdziałać.
Sąd mógł skazać organizatorów strajku, gdyby znalazł się świadek, który zeznałby, iż otrzymywał jakieś polecenia od członków komitetu strajkowego. – Nikt nas nie obciążył – mówi Afeltowicz. – Zaimponowała mi solidarność ludzi Politechniki, niezależnie z jakiej opcji byli, jakie mieli poglądy, czy byli studentami, czy pracownikami, trzymali się razem.
Wyrok w zawieszeniu pozwolił mu kontynuować studia.
Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz
Na zdjęciach:
1. Grudzień 1981. Aula Politechniki Wrocławskiej. Na mównicy Bernard Afeltowicz, jeden z liderów NZS, fot. archiwum prywatne Bernarda Afeltowicza
2. Grudzień 1981. Aula Politechniki Wrocławskiej. Orzeł w koronie był formą demonstracji sprzeciwu wobec władzy. Ten przygotowywany zawisł za stołem prezydialnym, fot. archiwum prywatne Bernarda Afeltowicza
Nasze strony internetowe i oparte na nich usługi używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili. Ochrona danych osobowych »